Zachorował, ale nie chce się poddać. I nie walczy sam

Czytaj dalej
Fot. Anna Rimke
Anna Rimke

Zachorował, ale nie chce się poddać. I nie walczy sam

Anna Rimke

Trzy lata temu rak trzustki zabrał córkę Kazimierza Bojko. Miał wraz z żoną wychowywać wnuczki. Teraz nowotwór trzustki dopadł jego. Ale pan Kaziu chce zawalczyć. I co ważne, ma w tej walce sojuszników.

Kiedy córka odchodziła, obiecaliśmy, że zajmiemy się jej córeczkami. I bardzo chciałbym słowa dotrzymać - mówi Kazimierz Bojko z Deszczna.

Jego córka zmarła zaledwie po pięciu miesiącach od momentu, gdy lekarze zdiagnozowali u niej raka trzustki. Odeszła w grudniu trzy lata temu. To był ciężki czas dla rodziny Bojków, bo 42-latka osierociła wtedy córeczki, ośmio- i dziewięcioletnią.
- Wnuczki i zięć mieszkają z nami. Więc razem opiekujemy się dziewczynkami - opowiada pani Danuta, żona K. Bojko. Wspomina, że na początku było ciężko. Jako rodzice, którzy musieli pochować swoje dziecko, nie mogli skupiać się na swojej żałobie.

Pan Jerzy przyszedł do redakcji, bo szukał sposobu, żeby dotrzeć do byłych współpracowników z Silwany, byłego gorzowskiego zakładu przemysłu jedwabniczego. I opowiedział nam, jakie nieszczęście dotknęło jego dawnego kolegę z pracy. Panowie znają się od lat 60-tych. Poznali się w Silwanie, przy ul. Śląskiej. - Pracowaliśmy jako mistrzowie na produkcji - opowiada pan Jerzy. Przepracowali razem ponad 20 lat. Potem ich drogi się rozeszły. Spotykali się jedynie od czasu do czasu. - Ostatnio widzieliśmy się kilka lat temu na dożynkach w Santoku. Kaziu przyjechał z żoną. Powspominaliśmy, porozmawialiśmy - wspomina J. Zwierzchowski.

Pan Jerzy o chorobie kolegi dowiedział się niedawno. I bardzo chce mu pomóc. I choć mężczyzna ma już swoje lata, to ma też ogromną potrzebę żyć.

Bo rak trzustki w tej rodzinie już raz doprowadził do tragedii. Szansę na życie ma dać mu właśnie operacja metodą NanoKnife - nowoczesnej, małoinwazyjnej metodzie niszczenia komórek nowotworowych za pomocą prądu o wysokim napięciu. Ta metoda jest najbardziej przydatna właśnie w przypadku raka trzustki. I choć nie daje gwaranacji na pełne wyleczenie, to daje szansę.

Pan Jerzy Zwierzchowski (z lewej) zna Kazimierza Bojko z czasów wspólnej pracy w Silwanie.
Anna Rimke Pan Jerzy Zwierzchowski (z lewej) zna Kazimierza Bojko z czasów wspólnej pracy w Silwanie.

- Mam nadzieję, że z tysięcy współpracowników z Silwany ktoś się odezwie i wesprze zbiórkę pieniędzy na tę operację - tłumaczy J. Zwierzchowski. Pieniądze stara się też zebrać rodzina. Na Facebooku syn państwa Bojko założył profil: Chichot losu. - Kazimierz i rak. W ten sposób nagłaśnia historię pana Kazimierza i prosi o wsparcie. K. Bojko jest podopiecznym Fundacji Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym „Kawałek Nieba”. To właśnie przez tę fundację są zbierane pieniądze. - Już udało nam się zebrać na subkonto w fundacji 20 tys. zł. Ale chyba na tym się skończyły nasze możliwości - mówią państwo Bojkowie. Pieniądze na leczenie pana Kazimierza można wpłacać na konto: Bank BZ WBK 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374. W tytule należy wpisać: „485 pomoc w leczeniu Kazimierza Bojko”. Można też przekazać 1 proc. podatku: należy w formularzu PIT wpisać KRS 0000382243 oraz w rubryce ,,Informacje uzupełniające - cel szczegółowy” 1proc. wpisać „485 pomoc dla Kazimierza Bojko”.

Zakłady Przemysłu Jedwabniczego Silwana powstały w 1949 r. na bazie fabryki juty i worków znanego przedwojennego przemysłowca - Maxa Bahra. Źródła podają, że w czasach swej świetności zakład zatrudniał ok. 3,5 tys. osób i był jednym z największych zakładów przemysłowych Gorzowa. Sprzedany w 2004 r. Znany z produkcji tkanin ze sztucznego jedwabiu.

Anna Rimke

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.