Andrzej Plęs

Wojownicze kobiety, sfrustrowani mężczyźni. Prof. Zbigniew Lew-Starowicz o naszym seksie

Czasem trudno o otwartość: żona boi się powiedzieć mężowi, że „szybko kończy” - mówi Zbigniew Lew-Starowicz. Fot. 123rf Czasem trudno o otwartość: żona boi się powiedzieć mężowi, że „szybko kończy” - mówi Zbigniew Lew-Starowicz.
Andrzej Plęs

Seks coraz bardziej staje się rozrywką niż dopełnieniem związku. Seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz opowiada o naszych „problemach łóżkowych”.

Potrafimy otwarcie mówić o seksie? W zasobach leksykalnych mamy albo eufemizmy, albo wulgaryzmy, albo terminy naukowe.

Ludzie nie zawsze potrafią nazwać to, co chcieliby nazwać, używają symboliki, albo obrazują… Problemy pojawiają się wtedy, kiedy… pojawiają się problemy. Na przykład małżeńskie. Wizyta u lekarza terapeuty jeszcze jakoś przebiega, lekarz pomaga w komunikacji, trudniej o porozumienie i zrozumienie, kiedy małżonkowie pomiędzy sobą próbują problemy rozwiązać.

Choć dobrze, że w ogóle próbują. „Dlaczego mnie unikasz - pyta mąż. Bo nie jestem zadowolona. Dlaczego nie jesteś zadowolona? Bo to nie jest to, co powinno być. To jak powinno być? Ano jakoś inaczej”. I tak wygląda taka rozmowa.
Czasem trudno o otwartość: żona boi się powiedzieć mężowi, że „szybko kończy”, bo przypuszcza, że może tym zrujnować mężowi poczucie męskości. Może powinna zaryzykować, bo przypadłość przedwczesnego wytrysku bardzo łatwo się leczy.

I to często spotykaną przypadłość, doświadcza jej co trzeci mężczyzna w Polsce. A niedomówienia mogą być niebezpieczne, uruchamiają wyobraźnię. „Żona mówi, że nie jest zadowolona? To może kogoś ma, a w ogóle, to do tej pory była zadowolona, skąd to nagłe niezadowolenie? Pewnie będzie szukać nowego partnera”. Wielu mężczyzn dopiero po latach związku dowiaduje się, że „jest za szybki”. Przez te lata zapał erotyczny po obu stronach równie szybko gaśnie, ona unika zbliżenia, bo nie ma z niego satysfakcji, on unika, bo… ona go unika.

Czasem trudno o otwartość: żona boi się powiedzieć mężowi, że „szybko kończy” - mówi Zbigniew Lew-Starowicz.
Krzysztof Kapica Prof. dr hab. n. med. Zbigniew-Lew Starowicz był prelegentem w spotkaniu pt. „Seksualność człowieka - prawdy i mity”, które odbyło się w ramach organizowanego przez Wyższą Szkołę Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie cyklu pt. „Wielkie pytania w nauce”.

A mężczyznę trudno namówić do wizyty u psychiatry seksuologa, bo to akt przyznania się do „niedoskonałości erotycznej”.

Tymczasem połowa moich pacjentów nie byłaby pacjentami, gdyby dysponowali odpowiednią wiedzą. I umieli dzielić się tą wiedzą. Nawet bym się z tego ucieszył, bo pacjenci się niekiedy skarżą, że zbyt długo muszą czekać na wizytę. A jeszcze bardziej dlatego, że pacjenci - głównie mężczyźni - zbyt późno trafiają do mnie ze swoimi problemami, a przez ten czas zwłoki problemy już tak mocno obrosły i zaciążyły na związku, że potrzebna jest dodatkowo dawka psychoterapii partnerskiej.

Ponoć mężczyźni nam się feminizują, a kobiety maskulinizują. I jakie tego są skutki?

Zjawisko mocno dostrzegalne. Kobiety wiele zyskały w swojej niezależności, ale też przydaje im się ich naturalna otwartość. To przede wszystkim one uczestniczą w studiach podyplomowych, treningach doskonalących, są bardziej ekspansywne.

I coraz bardziej otwarte także w sferze seksu. To poniekąd naturalne, bo bardzo wcześnie doświadczają swojej seksualności, od początku okresu dojrzewania mają kontakt z ginekologiem, pomaga mama, pomagają koleżanki, dzielą się doświadczeniami, pomaga prasa kobieca.
Jest im łatwiej rozmawiać na temat seksu, podchodzą do tego bardziej naturalnie niż chłopcy. Chłopcy, a potem mężczyźni, nie mają takiego „treningu” społecznego, ojcowie rzadko lub nigdy rozmawiają z synami o ich seksualności, synowie zdobywają wiedzę ze źródeł przypadkowych, doświadczenia erotyczne budują metodą prób i błędów.

To rzutuje w przyszłości na ich pojmowanie erotyczności. I trafiają na kobiety, które już wiedzą, czego chcą, często czują się zagubieni. A kierowane są do nich coraz większe wymagania: masz być męski, rozumiejący, „ciepły”, uczuciowy, masz stworzyć nastrój, a seks ma być atrakcyjny. I nieustannie w związku słyszy: masz. A do prywatnego, intymnego „masz” dołącza się jeszcze „masz” społeczne i kulturowe.

Wielu nie wytrzymuje tej wieloźródłowej presji. To uruchamiają mechanizmy obronne: założy panterkę, zagra w terenowe gry wojenne, postrzela w paintballa. To jeszcze w miarę bezpieczny sposób na dowartościowanie się. Inni uciekają w pornografię i w ciemności zamkniętego pokoju, w świat fantazji, w którym jest herosem.

A pornografia jest błogosławieństwem czy przekleństwem? Edukuje czy deprawuje?

Ciekawa rzecz, że pierwotnie pornografia była afrodyzjakiem dla starzejących się mężczyzn. Ponieważ nie było skutecznie działających afrodyzjaków, to dla mężczyzn, dla których bodźce wzrokowe są istotne, pornografia była naturalnym afrodyzjakiem. I z tej perspektywy można ją uznać za środek terapeutyczny.

Tymczasem teraz to niemal gałąź przemysłu, dość ekspansywnego, wręcz nachalnego, który wymknął się spod kontroli, wręcz samokontroli. I teraz mamy coraz więcej uzależnionych od pornografii. Tym bardziej że dla tych właśnie uzależnionych pornografia nie jest - jak niegdyś - zachętą do kontaktów erotycznych z drugim człowiekiem, ma te kontakty zastąpić. Jest „zamiast”. I to „zamiast” podawane jest w atrakcyjnej formie: tam się dużo dzieje.

W dalszej części przeczytasz:

  • co mówią badania o naszym życiu erotycznym
  • sekst to zabawa, zaspokojenie potrzeb, jeszcze coś innego?
Pozostało jeszcze 35% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Andrzej Plęs

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.