Tȟašúŋke Witkó

Wódz nadaje. Spirala strachu

Wódz nadaje. Spirala strachu
Tȟašúŋke Witkó

Nie jestem uznanym teoretykiem wojny, a także daleko mi do posiadania pełnej wiedzy o praktycznym prowadzeniu współczesnych działań militarnych, jednak nie będę zdziwiony, jeśli za kilka lat, jakiś analityk stwierdzi, że Polska była w stanie konfliktu zbrojnego z Białorusią i Rosją od lata roku 2021, czyli od pojawienia się pierwszych imigrantów na naszej granicy.

Pomimo oburzenia jakie wywołała – szczególnie w środowiskach lewicowo-liberalnych – zgadzam się z tezą, że działania kohort śniadolicych przybyszów, koczujących od miesięcy przy naszej wschodniej granicy i próbujących ją siłowo sforsować, wyczerpywały znamiona operacji wojskowej, skierowanej przeciwko sąsiadującemu państwu. To, że na pierwszej linii postawiono cywilów, nie zmienia faktu, iż podjęte kroki były uprzednio szczegółowo zaplanowane, przygotowane, skoordynowane w czasie i przestrzeni oraz zabezpieczone logistycznie.

Klasyka walki, tym razem bez użycia czołgów i armat. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że sam Alaksandr Łukaszenka nie dysponował potencjałem pozwalającym na samodzielne prowadzenie tak niebezpiecznych zabaw, toteż pomocnictwo Kremla należy przyjąć za aksjomat. Cele główne, czyli przerwanie linii polskiej obrony i dopuszczenie do przedarcia się ludzkiej masy w głąb kraju nie zostały osiągnięte, ale, niestety, udało się – przynajmniej częściowo – nakręcić nad Wisłą spiralę strachu.

Spirala strachu mogła kwitnąć także dzięki nieodpowiedzialnemu zachowaniu żurnalistów. Jesienią 2021 r. pojawiła się nota prasowa, opisująca, jak to białoruski pododdział specjalny – umundurowany i z jawnie noszoną bronią – przeniknął na teren naszego państwa w celu przeprowadzenie rekonesansu, a następnie, nie niepokojony przez nikogo, wrócił do siebie. Rzecz cała miała wypłynąć jedynie dzięki fotopułapkom, jakie leśnicy zastawili na zwierzynę, a których wraże wojska nie dostrzegły. Tak, moi Czytelnicy już wiedzą, że powyższe opowiadanie winno znaleźć się na półce pomiędzy działami Braci Grimm, a pracami autorstwa Hansa Christiana Andersena, jednak wiele osób dało się nabrać.

Zapytałbym autora: po co ryzykować wykryciem grupy żołnierzy, skoro identyczną misję rozpoznawczą mógłby wykonać każdy, przebrany za turystę oficer komórki zwiadowczej? O wykorzystaniu zdjęć satelitarnych nawet nie wspominam, gdyż jest to sprawa oczywista. W pamięci ludzi, którzy przeczytali tamten tekst został obraz wszechmocnego przeciwnika i słabej polskiej obrony. Szkoda, gdyż nasze służby sobie nie zasłużyły na taką opinię.

Opinię o rodzimych siłach zbrojnych – także złą i skrajnie krzywdzącą – wyartykułował niedawno jeden z generałów w stanie spoczynku, jeszcze kilka lat temu piastujący najwyższe stanowisko w Wojsku Polskim. Należałoby zapytać owego oficera, czemu nie zrobił nic dla poprawy obronności kraju, gdy miał na cokolwiek wpływ, a swoje tezy głosi dopiero będąc poza armią? Czyżby sute apanaże, brylowanie na salonach i limuzyna z kierowcą, zepchnęły troskę o dobro Ojczyzny na plan dalszy?

Nasze państwo jest ciężko doświadczone wojennymi zawieruchami, żyjemy w czasach trudnych i ja osobiście sądzę, że zadaniem elit jest podtrzymywanie społeczeństwa na duchu. Niestety, często dzieje się odwrotnie i zamiast jakiegokolwiek pocieszania, jesteśmy utrzymywani w szkodliwej spirali strachu.

Howgh!

Tȟašúŋke Witkó

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.