Uchodźcy z Ukrainy w ośrodku NOE w Broku. W Nadbużańskim Ośrodku Edukacji są bezpieczni, ale martwią się o swoich bliskich w Ukrainie

Czytaj dalej
Fot. M. Jaroszewska
Milena Jaroszewska

Uchodźcy z Ukrainy w ośrodku NOE w Broku. W Nadbużańskim Ośrodku Edukacji są bezpieczni, ale martwią się o swoich bliskich w Ukrainie

Milena Jaroszewska

Nadbużański Ośrodek Edukacji w Broku to pierwszy obiekt w powiecie ostrowskim, który od razu wyraził gotowość przyjęcia do siebie 100 uchodźców z Ukrainy. I niemal od razu wszystkie miejsca zostały zajęte... W poniedziałek, 7 marca 2022 odwiedziliśmy ośrodek i jego gości.

Pan Volodymyr Hrytsko wyjechał z Ukrainy z żoną i dwójką dzieci. Mieszkali we Lwowie. Decyzja o wyjeździe zapadła szybko:

Decyzję o wyjeździe podjęliśmy od razu po ataku. Mieszkamy niedaleko elektrowni, a to strategiczny obiekt. Wyjechaliśmy 6 - 8 godzin później, bo pakowaliśmy rzeczy dla dzieci. Teraz czujemy się dobrze, bezpiecznie - dzięki wam wszystkim. Co dalej? Jeszcze czekamy co się będzie działo, czekamy, jakie zapadną decyzje

- mówi pan Volodymyr.

Pani Tatiana Tit wraz z mamą i swoimi dwiema córkami (8 i 9 lat) przyjechała z okolic Kijowa. W Ukrainie została jej bratowa i syn, też chcieliby przyjechać, ale wokół stoi rosyjskie wojsko.

Mam kontakt z bratową i jej 12-letnim synem. Przebywają niedaleko Kijowa w schronie, nie mają jedzenia. Chcieliby wyjechać, ale boją się, bo mogą do nich strzelać... Mój tata nie zdecydował się na wyjazd. Ma 65 lat, postanowił zostać w domu, żeby pilnować dobytku, opiekować się zwierzętami. O wojnie dowiedzieliśmy się od syna siostry, który jest w wojsku. Zadzwonił do swojej mamy, kazał się pakować i wyjechać. My na drugi dzień obudziliśmy się rano, spakowaliśmy w 25 minut i wyjechaliśmy. Ale siostra na początku nie wierzyła w to co mówił jej syn, wyjechała dopiero, gdy syn to na niej wymusił, kilka dni po nas. A mój brat został na wojnie. Wiem, że żołnierzom brakuje ciepłych ubrań...

- opowiada pani Tatiana.

Tatiana Tit opowiada, że gdy opuszczali dom mijali czołgi, słyszeli syreny. Córka płakała całą drogę do granicy, ale teraz jest już dobrze. Na szczęście dziewczynki nie zdążyły doświadczyć wojny, nie widziały spalonych domów - dlatego już są spokojne. Pani Tatiana mówi też, że od razu po wybuchu wojny w sklepach wszystko podrożało ponad dwukrotnie. Znalezienie kierowcy z busem, który zgodzi się na przewiezienie do granicy też jest bardzo trudne. I kosztowne...

Ostatnie 3 km musiałyśmy pokonać pieszo. Ja mam dwie córki, ale była też kobieta z czworgiem dzieci. Starałyśmy się sobie nawzajem pomagać, żeby dojść do granicy. Teraz też staramy się coś robić, pomagać mężczyznom, którzy zostali w Ukrainie i walczą. Robimy np. siatki maskujące

- mówi pani Tatiana.

Nadbużański Ośrodek Edukacji w Broku został uroczyście otwarty latem 2011 roku. Ośrodek jest prowadzony przez Katolickie Stowarzyszenia Młodzieży Diecezji Drohiczyńskiej. Wcześniej w tym miejscu znajdował się zakładowy kompleks wypoczynkowy, później był zarządzany przez Caritas Archidiecezji Warszawskiej. Wiosną 2011 roku obiekt został przejęty i odnowiony przez KSM.

Telefony nie milkną

Mimo że szybko udało się nam umówić na rozmowę z ks. Andrzejem Lubowickim, który zarządza ośrodkiem NOE, to już porozmawiać... łatwo nie było. W ośrodku wciąż się coś dzieje, co chwila dzwonią telefony, codziennie pojawiają się nowe problemy i nowe potrzeby. Na szczęście większość telefonów to dobre wiadomości - ludzie dzwonią z pytaniami, jak mogą pomóc.

Podczas naszego spotkania do ośrodka także przyjechały mieszkanki z Ostrowi z bagażnikiem wypełnionym darami dla uchodźców i zadeklarowały, że jutro znów przyjadą z resztą rzeczy. Do wolontariuszy podszedł także mężczyzna, który przyjechał, aby najpierw zapytać co może przywieźć, co jest najbardziej potrzebne.

Od ok. półtora roku współpracujemy z Wojewódzkim Centrum Zarządzania Kryzysowego i gdy pojawiły się pierwsze pytania o wolne ośrodki to my wyraziliśmy gotowość do przyjęcia uchodźców z Ukrainy. Gdy wybuchła wojna, od razu mieliśmy informację, że jadą do nas uchodźcy. Byliśmy gotowi szybko się zorganizować i w ciągu 3 dni pusty ośrodek zapełnił się. Teraz w ośrodku przebywa 100 osób: 60 dzieci, 32 kobiety i 8 mężczyzn

- mówi ks. Andrzej.

Są tu osoby, które przyjechały i wyjechały tego samego dnia, są tacy, którzy byli 3 dni i pojechali dalej. Praktycznie codziennie ktoś wyjeżdża, a ktoś przyjeżdża. Część z uchodźców rozumie język polski, niektórzy tłumaczą innym. Są tu osoby, które przyjeżdżają z rodzinami i wracają na granicę, aby zawieść tam żywność - ta żywność jest przekazywana do Ukrainy. W NOE realizowana jest akcja Polak z sercem dla Pokoju, w którą zaangażowana jest młodzież z całej Polski. Na stronie internetowej www.polakzsercem.pl zamieszczona jest lista konkretnych produktów, które członkowie KSM zbierają i przekazują potrzebującym.
Szczegóły na: www.polakzsercem.pl

Nie chcą być bezczynni

O czym myślą uchodźcy? Ks. Andrzej mówi, że o przyszłości na Ukrainie. Bo choć musieli wyjechać, chcą tam wrócić. Przejmują się i chcą pomagać, nie chcą być bezczynni - starają się pomagać przy sprzątaniu, gotowaniu i zmywaniu, robią siatki maskujące, pakują paczki, które jadą na granicę, a jedzie ich dużo. Np. w poniedziałek, 7 marca na granicę pojechały 2 busy po 3,5 tony każdy. Te busy mają związek z wizytą małżonki prezydenta Agaty Kornhauser-Dudy, która na początku marca odwiedziła ośrodek w Broku. Pani prezydentowa podczas swojej wizyty zaproponowała, żeby zorganizować taki transport we współpracy z Kancelarią Prezydenta.

[polecane]22574455;1;[/polecane]

W Ośrodku NOE Ukraińcy mają zapewnioną żywność, zakwaterowanie, staramy się też pomagać zorganizować przejazd do szpitala, czy ośrodka zdrowia. Wszyscy pomagają. Tu powstało swojego rodzaju centrum wolontariatu. Ludzie otwierają swoje serca, portfele i możliwości, oferują wolontariat, pomoc, wsparcie. Dużą pomoc mamy od wolontariuszy z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Z tych produktów, które są w ośrodku korzystają tez rodziny, które przyjmują uchodźców

- opowiada ks. Andrzej Lubowicki.

W poniedziałek, 7 marca dzięki uprzejmości szkoły w Broku dzieci miały możliwość uczestniczenia w lekcjach. W ośrodku organizowano też zajęcia animacyjne i integracyjne dla dzieci i młodzieży. W niedzielę pomagali także harcerze. Natomiast jeśli chodzi o osoby dorosłe, w tej chwili ośrodek przeprowadza z nimi rozmowy, aby dowiedzieć się jakie mają wykształcenie i potrzeby.

Czują się bezpiecznie

Nadbużański Ośrodek Edukacji przede wszystkim otrzymuje wsparcie od wojewody mazowieckiego przez Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowe, ale bardzo pomagają również mieszkańcy, m.in. Broku, Ostrowi, Małkini, Prostyni i Sadownego. O wszystkich bieżących potrzebach ośrodek pisze na swoim profilu na FB Nadbużański Ośrodek Edukacyjny w Broku i odzew jest natychmiastowy.

Czy czują się bezpiecznie? Teraz tak. Ale mówią, że jeśli Ukraina przegra wojnę to będzie trzeba zmierzyć się z nią tu, w Polsce

- mówi ks. Andrzej.

Mateusz Stefaniuk, do niedawna prezes Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Diecezji Drohiczyńskiej przyjechał do Broku, aby pomagać jako wolontariusz. Najpierw przyjechał na 1 dzień, ale po powrocie do domu stwierdził, że to za mało. Przyjechał na tydzień. Teraz już wie, że zostanie kolejny - na szczęście praca daje mu taką możliwość.

Wszyscy chcą pomóc

Telefony dzwonią od 6 rano do północy. W tym czasie przyjmujemy dary, segregujemy, organizujemy transport. Ludzie oferują pomoc rzeczową, że kogoś gdzieś zawiozą, że mogą coś przewieść. Dużo w pomoc angażuje się wieloletni harcerz Mirosław Dylewski z Małkini, natomiast właściciel jednej z firm pod Warszawą zaoferował, że oddeleguje tu 40 pracowników do pomocy. Wszyscy chcą w jakiś sposób pomóc: przywożą różnego rodzaju produkty tj. pampersy, środki czystości, zabawki, ubrania, artykuły spożywcze i medyczne. W pierwszych dniach mieliśmy tu tłumy ludzi, nie było nawet czasu, aby wszystko uporządkować. Jestem też bardzo wdzięczny pracownikom szpitala w Ostrowi: przywoziłem tu mamę z małym półtorarocznym dzieckiem, które wymagało położenia na oddział. Widziałem ogromną chęć pomocy ze strony całego personelu medycznego

- opowiada Mateusz Stefaniuk.

Mateusz Stefaniuk mówi, że mimo bariery językowej udaje się dogadać, wszyscy uczą się ze sobą funkcjonować. Wielu uchodźców, którzy tu są mówi, że Polska to siostra Ukrainy, są wdzięczni za pomoc. Starają się też pomagać w ośrodku: przy sprzątaniu i pakowaniu.

Teraz powoli widać, że opuszcza ich strach, zaczynają nam ufać

- mówi.

Jak można pomóc?

Każdy kto chciałby pomóc może najpierw zadzwonić do ośrodka NOE pod numer 517 424 422 i tam otrzyma wszelkie informacje o bieżących potrzebach uchodźców. Mile widziane są przede wszystkim cukier, mąka, drożdże, zupki instant (w kubkach, czyli takie które nie wymagają osobnych misek. Są najłatwiejsze do przygotowania dla żołnierzy), a także olej, makaron, ryż, kaszki dla dzieci, konserwy i środki opatrunkowe. Ponadto, jeśli chcemy pomóc - kupmy produkt jednego rodzaju ale w dużej ilości - opakowanie konserw, czy zgrzewka mąki jest dużo łatwiejsza do posortowania niż torebka różnego rodzaju produktów, ale po 1 sztuce. To ułatwi pracę wolontariuszom.

Milena Jaroszewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.