Takie historie dają do myślenia, łatwo jest stracić dziecko, trudno je odzyskać

Czytaj dalej
Fot. archiwum
Monika Pawłowska

Takie historie dają do myślenia, łatwo jest stracić dziecko, trudno je odzyskać

Monika Pawłowska

Pijana matka spała, córki stały na parapecie okna. Zdarzenie z Oświęcimia wywołało burzę. Sprawdzamy, jak często dochodzi w regionie do podobnych scen i jakie są tego konsekwencje.

Było czwartkowe popołudnie. Na parapecie otwartego okna na wysokim parterze na ul. Mieszka I w Oświęcimiu stały dwie małe dziewczynki, dwuletnia Gabrysia i rok młodsza Michalinka. W Jawiszowicach w jednym z bloków przy ul. Spółdzielczej balanga trwała w środku nocy. Czwórka dzieci od 5-miesięcznego do siedmioletniego nie miała szans przy tym hałasie usnąć.

W obu tych przypadkach rodzice woleli pić, niż zajmować się własnym potomstwem. Dziewczynki z Oświęcimia przed upadkiem uratował 18-latek, który roznosił ulotki. Płacz dzieci z Jawiszowic usłyszał sąsiad.

Te rodziny nadal nie rozumieją, że posiadanie dzieci to odpowiedzialność za nie. Natalia, mama Gabrysi i Michaliny opowiada, że „jej się po prostu usnęło”.

Nie bądźmy obojętni!

- Cieszę się, że ten chłopak zauważył moje córeczki. Chciałabym mu podziękować za reakcję - mówi kobieta w rozmowie z dziennikarzami. Ani słowem nie zająknęła się, że tego dnia miała 3 promile alkoholu we krwi. Do zdarzenia doszło prawie dwa tygodnie temu. Od tego czasu rodzina jest pod nadzorem Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i policji. Kobiecie grozi do 5 lat więzienia, bo dzieci mogły wypaść. Za oknem rozwieszone są sznury na pranie. Gdyby się zaplątały, mogłoby dojść do tragedii. Niektórzy rodzice po tym, jak decyzją sądu odebrano im dzieci, po miesiącach, a nawet latach walki z sobą samym, wychodzą na prostą. Jak Aneta i Paulina.

Historia Anety
Aneta i jej mąż pili okazjonalnie, a tych nie brakowało. Wódeczka dla towarzystwa, piwko wieczorem, to przecież żadna zbrodnia, zwłaszcza, gdy pili po cichutku, we własnych czterech ścianach. Ale do czasu.

- 1 listopada dwa lata temu mieliśmy interwencję policji - wspomina pani Aneta. - Policjanci przyjechali, zrobili co do nich należało i wyszli. Ale jak szybko wyszli, tak szybko wrócili. Mąż wyszedł na balkon ze zniczem w ręce i „pierdyknął” nim w policyjny radiowóz. I już nie było zlituj - dodaje 35-latka. Sprawa trafiła do sądu, a ich 14-letnia córka do Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej w Kętach. - Było mi wstyd przejść ulicą. Kęty są małe, tu się wszyscy znają, nic się nie ukryje - dodaje. Kiedyś sama nieciekawie myślała o osobach, którym odebrano dzieci. Postanowiła zmienić życie dla córki.

- Było to dla mnie poniżające, ale poszłam prosić o pomoc dyrektor ośrodka, w którym przebywała moja córka. Nie odmówiła, inni pracownicy też nie i do teraz mam w nich oparcie - cieszy się kobieta.

Razem z mężem poddała się terapii odwykowej, zwróciła do sądu o przywrócenie władzy rodzicielskiej. Z czasem rzadkie przepustki córki do domu, przerodziły się w coraz dłuższe pobyty, a wreszcie Sabina wróciła do domu na stałe.

- Mam przyznanego asystenta rodziny i kuratora, których sama poprosiłam o częste wizyty w domu - mówi pani Aneta. - To mnie dopinguje do życia w trzeźwości. Trzymam się dla córki, nie mogę jej zawieść po raz drugi. Powiedziała mi kiedyś: „kocham cię mamo i jestem z ciebie dumna” - dodaje. Rad nie udziela, ale dla wszystkich, którzy mają problem, ma jedną: - Schować dumę do kieszeni i poprosić o pomoc. Nigdy na to nie jest za późno - dodaje niepijąca alkoholiczka.

Historia Pauliny
Pani Paulina pogubiła się w życiu, szukała miejsca na ziemi i partnera na stałe. W tym czasie została pozbawiona praw rodzicielskich, a jej czteroletnia córeczka Oliwka trafiła do rodziny zastępczej. Ale i tam Oliwka nie zaznała szczęścia. Pobita przez przyszywanych rodziców znalazła się w szpitalu, a potem w ośrodku w Kętach.

- Moja siostra odnalazła ją na zdjęciach i zadzwoniła do mnie - wspomina pani Paulina. - To mną wstrząsnęło, a potem informacja od dyrektorki, że najprawdopodobniej trafi do rodziny we Włoszech - dodaje kobieta.

W międzyczasie urodziła jeszcze Oliwierka. Wsparciem dla niej w tym okresie był i nadal jest Grzegorz, obecny partner.

- Pokochał mnie i dwójkę moich dzieci jak swoje. Codziennie mnie mobilizował do walki o odzyskanie Oliwki i udało się - mówi przez łzy.

Bała się pierwszego spotkania z córką, ale od razu rzuciły się sobie w ramiona.

- Były chwile rezygnacji, czasem myślałam, że Oliwka nas nie akceptuje, ale wiem, że najtrudniejsze za nami. Tworzymy szczęśliwą rodzinę. Życzę tego każdej kobiecie. Walczcie o swoje szczęście i swoje dzieci. Nikt nie jest na przegranej pozycji. Tylko trzeba znaleźć siłę i cel - podkreśla kobieta.

Monika Pawłowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.