Spokój w Platformie jest tylko pozorny. Wewnętrzne konflikty odżyją w 2018 roku

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Hołod
Agaton Koziński

Spokój w Platformie jest tylko pozorny. Wewnętrzne konflikty odżyją w 2018 roku

Agaton Koziński

Platforma, które przez wiele lat była rozdzielana walkami frakcyjnymi, w ostatnich miesiącach zdołała uspokoić nastroje wewnątrz partii. Ale to tylko chwilowe zawieszeni broni. W 2018 r., gdy będą wybory szefa PO, konflikty odżyją.

Na początku lutego media społecznościowe obiegł filmik nagrany w czasie wywiadu Grzegorza Schetyny w TVP Info. Jeszcze rozmowa na antenie się nie zaczęła, ale kamery były włączone. Dziennikarz zapytał szefa PO: - Jak tam młode wilki, uspokojone? - Taaa - odparł Schetyna z uśmiechem. - Już nie skaczą? - ciągnął dziennikarz. - Nie, luzik - dalej uśmiechał się Schetyna. - Kły stępione? - Stępione - zakończył ten krótki dialog szef Platformy.

Ten filmik, choć był typową rozmową na offie dziennikarza i polityka, wychynął z gmachu TVP Info i zaczął żyć własnym życiem w internecie. Ale wyglądało na to, że mówił on prawdę o Platformie układanej przez Schetynę. Gdy objął on władzę, w partii trzeszczało. Dawne wojny frakcyjne, które rozsadzały PO za czasów Donalda Tuska, nabrały nowego wigoru po tym, jak stery w partii objął Schetyna.

Nowy przywódca miał świadomość, że jego pozycja lidera nie jest (mówiąc eufemistycznie) niekwestionowalna - i natychmiast zaczął ją umacniać. Klasyk - metoda kija i marchewki. Z jednej strony pozbył się najbardziej nieprzejednanych przeciwników (Jacek Protasiewicz, Michał Kamiński), z drugiej wciągał do współpracy swoich potencjalnych rywali. Borys Budka i Tomasz Siemoniak zostali wiceprzewodniczącymi partii, z kolei Rafał Trzaskowski - najczęściej wymieniany jako potencjalny następca Schetyny - otrzymał prestiżowe stanowisko w Unii Europejskiej, został wiceprzewodniczącym Europejskiej Partii Ludowej (przed nim ten fotel zajmował Jacek Saryusz-Wolski, który został usunięty z PO i EPL). Właśnie te działania sprawiły, że uśmiechnięty Schetyna mógł mówić do dziennikarza o „stępionych kłach” młodych wilczków.

Dziś w Platformie jest spokój. Nie słychać o wewnętrznych tarciach, konfliktach, nikt z partii nie kołysze łodzią. Przywództwo Schetyny nie jest kwestionowane. Czy na stałe? Opinie są podzielone. Z nieoficjalnych rozmów płyną rozbieżne wnioski. Jedno jest pewne: dziś nikt nie ma interesu w tym, by stabilność partii naruszać. Ale ten stan rzeczy nie będzie stać wiecznie.

Napięcia podskórne

Jesienią 2018 r. odbędą się wybory na przewodniczącego partii. Schetyna będzie walczył o kolejną kadencję. Kto będzie jego rywalem? To właśnie będzie uzależnione od tego, w jaki sposób Platforma oceni jego przywództwo. Bo to, że dziś jest spokój, wcale nie oznacza, że jest on traktowany jako lider bezalternatywny. Wiele osób w partii jest wyczulonych na każdy fałszywy krok - jak choćby w kwestii jego komentarzy w sprawie migrantów, które wywołały ostry wewnętrzny protest. Jego twarzą stała się wypowiedź w Parlamencie Europejskim Barbary Kudryckiej, która otwarcie powiedziała, że Polska powinna przyjąć 7 tys. uchodźców. Jej słowom wiele osób przyklasnęło.

PO w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2019 r. ma wystawić m.in. Kopacz, Nitrasa, Grabarczyka

Właśnie tego typu zdarzenia przesądzą o tym, w jaki sposób będą wyglądały wybory wewnętrzne w Platformie. Im więcej tego typu zdarzeń się zbierze, tym silniejsza opozycja wobec Schetyny będzie w partii. Ale nie to będzie przesądzające. Kluczowy okaże się inny fakt - czy zespołowe przywództwo Schetyny jest faktyczne, czy tylko pozorem. W tym drugim przypadku chęć do zmian będzie bardzo silna.

Próby sił

Elementem rozgrywki wewnątrzpartyjnej będzie sposób rozpisania list wyborczych. Istotne z tego punktu widzenia będą przede wszystkim miejsca na listach przed wyborami do europarlamentu. Pojawiają się pierwsze przymiarki. Biorące miejsca mają otrzymać osoby łączone z dawną frakcją „tuskową”: Ewa Kopacz, Sławomir Nitras, Cezary Grabarczyk. Do tej grupy podobno chce też dołączyć Radosław Sikorski.

Jest też lista osób z europarlamentu, które miałyby zrobić miejsce dla tych, którzy będą próbowali się tam dostać. Najłatwiej ma Grabarczyk, gdyż w Łodzi znika poważny kontrkandydat Jacek Saryusz-Wolski - po tym, jak zgodził się zostać kandydatem rządu Beaty Szydło na szefa Rady Europejskiej, został wykluczony z Platformy. Pozostali mają zająć miejsca europosłów, których praca w PE jest przez kierownictwo nisko oceniana. W tej grupie przewijają się takie nazwiska jak Danuta Jazłowiecka, Barbara Kudrycka, Elżbieta Łukacijewska.

Propozycja, którą Schetyna składa grupie Ewy Kopacz, może dla nich brzmieć atrakcyjnie - w końcu Parlament Europejski to nie ambasada w Ułan Bator. Tym bardziej, że PE nie musi się okazać polityczną zsyłką. Przykładów polityków, którzy pracując z Brukseli i Strasburgu zbudowali sobie silną pozycję w krajowej polityce jest dość, by postawić tezę, że mandat eurodeputowanego to bardzo dobra trampolina pozwalająca się solidnie odbić i pójść politycznie dalej.

Ale w PO istnieją inne obawy - mianowicie, że ten ruch Schetyny ma służyć tylko i wyłącznie zmarginalizowaniu w Warszawie grupy najgroźniejszych adwersarzy i pomóc mu zabetonować własną władzę. Jakie na to będą reakcje?

Scenariuszy jest wiele, uzależnionych od tego, jak bardzo Schetyna będzie otwarty na współpracę z innymi grupami w Platformie. Gdyby w 2018 r. przy okazji wyborów chciał skupić pełnię władzy w rękach swoich i swoich najbliższych współpracowników, to pojawiają się alternatywy najdalej idące. Łącznie z tym, że - jak mówi jeden z naszych rozmówców - może dojść do pęknięcia w Platformie. - Jeśli Schetyna będzie chciał przejąć całą partię, to grupa dawnych współpracowników Tuska pójdzie na swoje. Stworzą nową Platformę, odwołującą się do korzeni partii - przyznaje nasz rozmówca.

Jak ta nowa Platforma miałaby wyglądać? W skrócie - byłaby to taka sama partia jak obecna PO, tylko bez „schetynowców”. Dalej miałaby zarysowane skrzydła, i lewicowe (Bartosz Arłukowicz), i prawicowe (Marek Biernacki).

By nowej konstrukcji dodać wiarygodności, wsparłaby ją grupa autorytetów dziś nie kojarzonych z bieżącą polityką. O kogo chodzi? O takie osoby jak Andrzej Rzepliński, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, czy językoznawca Jan Miodek, który od dawna sympatyzuje z PO. To dzięki nim miałaby się pojawić nowa jakość polityczna.

Ten ostatni scenariusz jest skrajny, trudno uwierzyć, by doszło do jego realizacji (choćby ze względów logistycznych). Ale sam fakt, że o nim się mówi, najlepiej pokazuje, jak niski jest poziom zaufania wobec Schetyny jako przywódcy PO.

Agaton Koziński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.