"Solidarni z Bejrutem". Akcja charytatywna łódzkiego Kościoła w rocznicę wybuchu w bejruckim porcie. Pomogą Caritas i Dom Wschodni

Czytaj dalej
Fot. Caritas Archidiecezji Łódzkiej
Matylda Witkowska

"Solidarni z Bejrutem". Akcja charytatywna łódzkiego Kościoła w rocznicę wybuchu w bejruckim porcie. Pomogą Caritas i Dom Wschodni

Matylda Witkowska

W poniedziałek wierni zgromadzeni w łódzkiej katedrze połączą się przez telemost z wiernymi parafii św. Michała w Bejrucie. W rok po tragicznym w skutkach wybuchu w bejruckim porcie, łódzki Kościół ponownie chce zebrać pieniądze na dalszą pomoc dla Libańczyków. Bo dziś świat o Libanie zapomniał, choć dziś życie jest tam jeszcze trudniejsze niż rok temu. Łódzki Kościół chce to zmienić.

"Solidarni z Bejrutem" w rocznicę wybuchu

W niedzielę we wszystkich kościołach archidiecezji łódzkiej po mszach zbierane będą do puszek pieniądze na pomoc dla mieszkańców Bejrutu. Zbiórkę prowadzą wspólnie Caritas Archidiecezji Łódzkiej oraz Stowarzyszenie „Dom Wschodni-Domus Orientalis”. Pieniądze dla akcji „Solidarni z Bejrutem” można też wpłacać na internetowe konto Caritas. Zaś w poniedziałek o godz. 18 w łódzkiej katedrze odprawiona zostanie msza św. pod przewodnictwem abp. Grzegorza Rysia. Tuż przed nią wierni z Łodzi połączą się za pomocą telemostu z wiernymi z parafii św. Michała w Bejrucie. Będą mogli wspólnie się pozdrawiać i modlić się o pokój dla Libanu. Zdaniem łódzkiego Kościoła oba te działania: zbiórka w rok po wybuchu i wspólna modlitwa mają wyjątkowy sens.

4 sierpnia ubiegłego roku cały świat zobaczył dramatyczne zdjęcia wybuchu magazynu saletry amonowej w bejruckim porcie. Zginęło 200 osób, prawie 8 tysięcy trafiło do szpitali, a 300 tysięcy mieszkańców straciło dach nad głową. Wkrótce do Bejrutu popłynęła pomoc dla poszkodowanych. Także z Łodzi.

Łódź od początku pomagała Bejrutowi

Już pięć minut po eksplozji w bejruckim porcie łódzki Kościół zaczął zbierać pieniądze dla ofiar. Stało się tak nie bez powodu – w czasie wybuchu w Bejrucie był prezes Domu Wschodniego, ks. Przemysław Szewczyk. Miał sporą szansę znaleźć się tuż koło eksplodującego magazynu, ale akurat na popołudniowy spacer poszedł inną drogą. To go uratowało. Chwilę później skontaktował się z Caritas Archidiecezji Łódzkiej i rozpoczął zbiórkę.

Ks. Szewczyk miał przy sobie pieniądze, które pierwotnie przeznaczone były dla mieszkańców Aleppo, ale w tej sytuacji potrzeby w Bejrucie były pilniejsze. Dwa dni po wybuchu zgłosił się z pieniędzmi do parafii św. Michała znajdującej się najbliżej portu. Proboszcz ks. Elia Mouannes, był w szoku: po raz pierwszy ktoś nie prosił o pomoc, tylko ją zaoferował.

Kilka dni po wybuchu do Bejrutu ruszyli też strażacy z łódzkiej grupy poszukiwawczo-ratowniczej. 16 strażaków przeszukiwało sektor zniszczonych budynków, od strychów po piwnice. Mieli kamery termowizyjne, geofony i inny sprzęt. Ale nie znaleźli już nikogo żywego, byli za to wstrząśnięci ogromem zniszczeń. - Każdy z nas wraca z Libanu mając przed oczyma ogromną krzywdę ludzką, tragedię która nie oszczędzała ani bogatych ani biednych, ludzi koczujących na ulicach – mówił po powrocie młodszy brygadier Marcin Kamiński, uczestnik misji.

Strażacy z Łodzi zbierali pieniądze dla kolegów z Libanu

Strażaków poruszyła też tragedia kolegów po fachu, którzy zginęli w trakcie wybuchu. Dziewięciu strażaków i jedna ratowniczka medyczna zostawili po sobie rodziny w żałobie. Dlatego w październiku dołączyli do akcji Help for Firefighters i przypominali łodzianom sylwetki strażackich bohaterów z Bejrutu, by wraz z Domem Wschodnim zebrać środki dla ich bliskich. W Libanie nie mogli oni liczyć nawet na renty po zmarłych.

Te akcje przyniosły spore rezultaty. Tylko w ciągu pierwszego miesiąca po katastrofie mieszkańcy regionu łódzkiego zebrali ponad ćwierć miliona złotych. Część środków poszła na obiady, leki i środki kosmetyczne dla osób, których mieszkania zostały wymiecione ze sprzętów przez wybuch. Udało się za to wyremontować 75 zniszczonych mieszkań i odbudować 27 warsztatów pracy, a także umożliwić wiernym powrót do mocno zniszczonego kościoła św. Michała. Przed zimą udało się kupić sto piecyków, by bejrutczycy nie marzli w czasie zimy.

Pomoc od łodzian, nie tylko dla ofiar wybuchu

Wśród osób, które otrzymały pomoc od łodzian, były też rodziny strażaków, którzy zginęli w wybuchu. Wsparcie psychologiczne dostała żona jednego ze zmarłych i jego 4-letnia córka. Po śmierci ojca dziewczynka przestała mówić. Dzięki rozmowom z psychologiem małej wróciła mowa, a jej mama odzyskała siłę, by wrócić do pracy. Kilka kolejnych rodzin dostało wsparcie materialne. Rodzicom zmarłego strażaka Ralpha łódzka zbiórka pomogła odbudować sklep przy ulicy, gdzie mieszkał i działał społecznie ich syn.

-Dzięki temu mają środki utrzymania, ale sklep ma też funkcję terapeutyczną, bo rodzice Ralpha znów wyszli do ludzi – podkreśla Tomasz Kopytowski, rzecznik prasowy Caritas Archidiecezji Łódzkiej. Jak dodaje część rodzin przyznała, że nie potrzebuje pomocy materialnej, ale bardzo pomogła im pomoc psychologiczna i wsparcie.

-Dzięki temu mają środki utrzymania, ale sklep ma też funkcję terapeutyczną, bo rodzice Ralpha znów wyszli do ludzi – podkreśla Tomasz Kopytowski, rzecznik prasowy Caritas Archidiecezji Łódzkiej. Jak dodaje część rodzin przyznała, że nie potrzebuje pomocy materialnej, ale bardzo pomogła im pomoc psychologiczna i wsparcie.

W połowie czerwca delegacja Caritas Archidiecezji Łódzkiej pojechała na miejsce, by dodatkowo sprawdzić jak wygląda sytuacja. Okazało się, że wciąż jest wiele do zrobienia. Po roku sytuacja ekonomiczna i społeczna Libanu jest jeszcze trudniejsza niż w momencie wybuchu. Przed laty Liban nazywany był Szwajcarią Bliskiego Wschodu, a dzięki dominującemu tu chrześcijaństwu stał się naturalnym łącznikiem gospodarczym z Europą. Jednak wojny domowe, konflikty z sąsiednimi krajami i nieudolne rządy doprowadziły Liban na skraj ruiny. Nie pomaga też skomplikowany system rządów, który najważniejsze stanowiska w państwie dzieli między chrześcijan, sunnitów i szyitów. Zaś wybuch w porcie uświadomił Libańczykom, że ich państwo po prostu nie działa.

Sytuacja w Libanie coraz trudniejsza. Ale ludzie o nim zapomnieli

Ale rok po wybuchu już mało kto o Libanie pamięta.

- Libańczycy mają poczucie, że tragedia na chwilę przyciągnęła do nich uwagę. A teraz, gdy codzienne życie jest jeszcze cięższe, świat o nich zapomniał, bo przecież nic nie wybucha – mówi ks. Szewczyk.

To sprawia, że panuje poczucie beznadziei, z którym chce walczyć łódzki Kościół. - Wielu młodych chce wyjechać. A my chcemy wesprzeć tych, którzy chcą zostać na miejscu i walczyć o Liban – mówi ks. Szewczyk. - „Solidarność z Bejrutem” to nie tylko pomoc w usuwaniu szkód po wybuchu, ale coraz częściej pomoc strukturalna, która pozwoli kilkudziesięciu osobom pozostać w Libanie -podkreśla.

Pomogą, by ludzie mieli własną pracę

Środki będą więc podzielone na trzy części: pomoc doraźną, w tym także usuwanie ostatnich skutków wybuchu, projekt Daj Pracę, czyli wspieranie małych biznesów oraz działania wobec młodzieży, w tym wsparcie edukacji i integracji młodych ludzi z różnych środowisk i religii, którzy chcą pracować dla Libanu na przykład sprzątając plaże.

Nie musi to być łatwe. W ramach poprzedniej zbiórki udało się pomóc krawcowej Dzaglig, której mąż zginął w wybuchu, a syn nie ma pracy. Za kilkadziesiąt dolarów udało się naprawić zniszczone wybuchem maszyny. Okazało się jednak, że pogrążeni w kryzysie mieszkańcy Bejrutu nie mają pieniędzy nawet na reperowanie ubrań. Teraz łodzianie chcą przekształcić jej warsztat w sklep z kanapkami. Liczy na to, że jedzenie nawet w kryzysie ludzie kupić muszą.

Tylko czy wierni diecezji łódzkiej są w stanie uratować Liban?


- Z powodu kryzysu gospodarczego złotówka w Libanie ma bardzo dużą wartość. Bez względu na to jaką kwotę da się zebrać, w Libanie będzie to pomnożone razy trzy – podkreśla Szewczyk.

Ale łódzka zbiórka to także gest solidarności między oddalonymi o 3,5 tys. kilometrów miastami. Dzięki telemostowi łodzianie będą mogli na własne oczy zobaczyć mieszkańców portowej dzielnicy i proboszcza z kościoła św. Marcina. Zdaniem organizatorów zbiórki to bardzo ważne.

-Chcemy żeby mieszkańcy obu miast się zobaczyli – mówi Tomasz Kopytowski. - Chcemy, żeby łodzianie dowiedzieli się, komu niosą pomoc, a mieszkańcy tej dzielnicy zrozumieli, że kilka tysięcy kilometrów dalej są ludzie, którzy ich wspierają i pamiętają o nich.

Matylda Witkowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.