Rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady

Czytaj dalej
Fot. Iwona Jędrzejczyk
Iwona Jędrzejczyk-Kaźmierczak

Rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady

Iwona Jędrzejczyk-Kaźmierczak

Jeszcze całkiem niedawno Bieszczady określano mianem jednych z najbardziej dzikich gór nie tylko w Polsce, ale także w Europie.

Panująca tam wiosną i latem przepiękna zieleń, a poza tym wszechobecna cisza i spokój spowodowały, że rejon ten stał się szybko ulubionym miejscem ucieczki od zagonionego świata dla wielu turystów. I to nie tylko z każdego zakątka Polski, ale także z Czech, Słowacji, Ukrainy, a nawet Niemiec. Dlatego Bieszczady z roku na rok przeżywają coraz większe oblężenie. Tak będzie zapewne i w rozpoczynającym się właśnie sezonie. Na to, by delektować się samemu zdobyciem jakiegoś szczytu (najwyższy to Tarnica - 1346 m), nie ma co liczyć. Tak naprawdę podczas każdego pogodnego weekendu panuje na nich ścisk i gwar.

Przez ostatnie lata Bieszczady bardzo się zmieniły. Powstało tu sporo luksusowych hoteli i eleganckich restauracji.

Wielu przyjeżdżających delektuje się bieszczadzką przyrodą, nie wychodząc nawet na szlaki. Co najwyżej zajrzą do Soliny lub Polańczyka i popływają rowerem wodnym po tzw. bieszczadzkim morzu, czyli Jeziorze Solińskim. Po zmroku jednak, nawet jadąc asfaltową drogą, trudno nie minąć lisa, wilka, sarny lub niedźwiedzia. To dlatego tak wielu rzuca wszystko i... jedzie w Bieszczady.

Iwona Jędrzejczyk-Kaźmierczak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.