Przejście śmierci na Kopcińskiego w Łodzi. Na tym przejściu na pieszych czyha śmierć

Czytaj dalej
Jaroslaw Kosmatka

Przejście śmierci na Kopcińskiego w Łodzi. Na tym przejściu na pieszych czyha śmierć

Jaroslaw Kosmatka

O tym miejscu od lat mówi się w Łodzi „przejście śmierci”. Zginęła tam trójka dzieci. Do ostatniej tragedii doszło 12 kwietnia. 9-letnia Oliwia zginęła pod kołami rozpędzonego tramwaju. O zainstalowanie świateł na przejściu dla pieszych na ul. Kopcińskiego od lat apelują policja, pracownicy szkoły, pobliskiego banku, oddziału NFZ i rada osiedla. Podlegli władzom Łodzi urzędnicy z uporem ignorowali zagrożenie. Czy teraz to się zmieni?

Gdy rozmawia się z mieszkańcami starego Widzewa, byłymi uczniami pobliskich szkół i pracownikami sąsiednich instytucji, wszyscy mówią to samo: na tym przejściu czyha śmierć.

- Do podstawówki przy Kopcińskiego chodziłem od 1984 r. Już wtedy było tu niebezpiecznie. Na tym przejściu czasem trzeba było czekać kilka minut, aż ktoś się zatrzyma. Ale i wtedy trzeba było uważać, bo to, że na dwóch pasach zatrzymali się kierowcy, nie oznaczało, że na trzecim też się zatrzymają - mówi pan Piotr.

- Pracuję w pobliskim urzędzie. Mąż codziennie podwozi mnie do pracy i boi się o mnie, gdy ma mnie wysadzić przy Nawrot, bo wie, że będę musiała przejść na tych pasach - dodaje kobieta, którą spotkaliśmy przy pobliskiej siedzibie NFZ. Obok jest szkoła, banki i sąd...

Z danych łódzkiej drogówki wynika, że w ciągu ostatnich 10 lat w okolicy feralnego przejścia doszło do blisko 200 wypadków i kolizji. Rannych zostało 37 osób. Dwoje uczniów pobliskich szkół zmarło w wyniku odniesionych obrażeń. Wypadki miały miejsce na początku XXI w. Po ostatniej tragedii, 12 kwietnia tego roku, na nowo rozgorzała dyskusja o potrzebie przebudowy „przejścia śmierci” lub postawienia tam świateł.

Od lat pisma w tej sprawie pisali dyrektorzy szkół, szefowie pobliskich firm, dyrekcja NFZ i rada osiedla. Bez skutku. Zarząd Dróg i Transportu w Łodzi był głuchy na prośby dotyczące poprawy bezpieczeństwa na przejściu przez ul. Kopcińskiego.

W 2008 r. pismo do ZDiT wysłała dyrekcja pobliskiego gimnazjum. Na przejściu przez ul. Kopcińskiego doszło do kolejnych wypadków, w jednym z nich śmiertelnie potrącona została uczennica szkoły. Teresa Zięba, dyrektor Gimnazjum nr 28, napisała do ZDiT, że „każde wyjście do szkoły jest potencjalnym zagrożeniem życia”.

Szkolna społeczność była przerażona, bo wcześniej na „przejściu śmierci” zginął także syn pracownicy gimnazjum. Dyrektor szkoły podkreślała, że „korzystanie z tego przejścia stanowi wyzwanie nawet dla osoby dorosłej i sprawnej fizycznie”. Wskazywała, że problem rozwiązałaby sygnalizacja świetlna.

Urzędnicy nie zdążyli jeszcze odpowiedzieć na apel dyrektor szkoły, a na przejściu omal nie doszło do kolejnej tragedii. Z ciężkimi obrażeniami ciała do szpitala trafiła potrącona na pasach pracownica pobliskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia.

Pracownicy NFZ w sprawie przejścia napisali do ZDiT w 2009 r. - Zwracaliśmy uwagę na konieczność zmiany organizacji ruchu, żeby nie doszło do kolejnej tragedii - mówi Anna Leder z łódzkiego NFZ.

Pracownicy funduszu i szkoły wymieniali się spostrzeżeniami z radą osiedla. Wszyscy widzieli zagrożenie. Z wyjątkiem urzędników w ZDiT...

W styczniu 2010 r. na przejściu doszło do kolejnego wypadku. Znów potrącona została uczennica gimnazjum. Dyrekcja wysłała do ZDiT kolejne pismo z prośbą o interwencję. Poprosiła też o informację, co zarządca drogi zrobił, by poprawić bezpieczeństwo w tym miejscu. Lech Kwiecień, dyrektor ZDiT, odpowiedział, że światła na przejściu przy szkole mogą być zainstalowane dopiero po kompleksowym remoncie sąsiedniego skrzyżowania al. Piłsudskiego i Rydza-Śmigłego, bo „sygnalizacje muszą być skoordynowane”.

Kompleksowa przebudowa „skrzyżowania marszałków” zakończyła się w 2015 r. Niestety, urzędnicy dalej lekceważyli bezpieczeństwo pieszych.

Jedyne co zrobiono, to - po apelach policji - zainstalowano dodatkową tablicę świetlną i poprawiono oznakowanie. Tablica wyświetla ostrzeżenia i numery rejestracyjne aut, które przekraczają dozwoloną prędkość. Kilkadziesiąt metrów przed przejściem z obu stron ul. Kopcińskiego ustawiono też znaki „uwaga dzieci”. Niestety, te półśrodki niewiele dały.

- W połowie września 2017 r. na moich oczach samochód potrącił matkę z dzieckiem w wózku. Widziałem, jak ten wózek jest taranowany przez samochód, a matka się od niego odbija. To cud, że nikt wtedy nie zginął - mówi kierowca opla, świadek tamtego wypadku.

I jeszcze jedno: zainstalowane w tym miejscu znaki nie dotyczą przejścia przez tory biegnące środkiem ul. Kopcińskiego.

12 kwietnia 9-letnią Oliwię przepuścili kierowcy, ale nie motorniczy tramwaju. Wiadomo, że dziecko wbiegło na pasy, a potem na tory. Oliwia w rączce trzymała telefon. W rączce, nie przy uchu, jak twierdzą niektórzy. Tramwaje w tym miejscu rozpędzają się do 40-50 km/godz. Przy takiej prędkości motorniczy nie miał szans zatrzymać pojazd, chociaż nie brakuje komentarzy, że powinien zachować ostrożność.

Okazuje się, że ten sam motorniczy niespełna dwa tygodnie wcześniej staranował auto na przejeździe przez tory. Samochód w ostatniej chwili wjechał na przejazd, ale wcześniej... kilkadziesiąt metrów jechał wzdłuż torowiska, a motorniczy nie zwolnił. Rodzice i troje dzieci cudem z wypadku wyszli cało.

Oliwia nie miała tyle szczęścia. Zginęła. Do ilu jeszcze tragedii musi dojść, by urzędnicy podjęli decyzję o montażu świateł na tym przejściu?
- Temat budowy sygnalizacji został poruszony w grudniu 2017 r. Umieszczono to miejsce na liście do przeprowadzenia audytu, czyli sprawdzenia potrzeb i możliwości. Nie wykluczamy budowy tam sygnalizacji - mówił po wypadku Tomasz Andrzejewski, rzecznik ZDiT w Łodzi.

Przed laty głośno było o innym łódzkim przejściu grozy - na ul. Rzgowskiej przy Dachowej. W ciągu kilku tygodni doszło tam do dwóch śmiertelnych wypadków. Wtedy urzędnicy też bronili się przed ustawieniem tam sygnalizacji. Zrobili to m.in. po naszych publikacjach. Od tej pory śmiertelnych wypadków w tym miejscu nie było.

Z kolei na przejściu przez Rzgowską przy Powszechnej dodatkowe światła ostrzegawcze zostały ustawione dopiero po tym, jak pod koniec 2017 r. zginęły dwie starsze osoby.

Długo trzeba było czekać na światła na rondzie Sybiraków, które przez lata cieszyło się złą sławą z powodu częstych i groźnych wypadków. Zarządca drogi nie słuchał nawet policji. Przebudowano rondo dopiero, gdy zginął tu mężczyzna i dwie córeczki jego narzeczonej.

Po śmierci 9-letniej Oliwii zebrała się specjalna komisja z udziałem policji. Niespodzianek nie było. Specjaliści apelują o ustawienie świateł. Czy pracownicy ZDiT posłuchają zaleceń komisji?

Jaroslaw Kosmatka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.