Prof. Aleksander Bobko: zgłoszenie poprawek do ustawy o Sądzie Najwyższym było moim obowiązkiem

Czytaj dalej
Fot. Krzysztof Kapica
Stanisław Sowa

Prof. Aleksander Bobko: zgłoszenie poprawek do ustawy o Sądzie Najwyższym było moim obowiązkiem

Stanisław Sowa

Rozmowa z prof. Aleksandrem Bobko, senatorem PiS z Rzeszowa, który wytknął PiS-owskiej ustawie o Sądzie Najwyższym niekonstytucyjność.

Został Pan już wezwany na dywanik przez Jarosława Kaczyńskiego, by wytłumaczyć się ze zgłoszenia poprawek do ustawy o Sądzie Najwyższym?

Nie, nic takiego nie miało miejsca. Zresztą po zawetowaniu ustawy przez prezydenta mamy zupełnie inną sytuację. Wydarzenia w Senacie zeszły już na plan dalszy.

A może, wytykając niekonstytucyjność , chciał Pan pomóc prezydentowi w podjęciu decyzji?

Przecenia pan moją rolę. Myślę, że pan prezydent, który jest przecież prawnikiem, podjął decyzję sam.

Ma Pan satysfakcję, że prezydent zawetował dwie ustawy?

Absolutnie nie. Nie oceniam tego w takich kategoriach. Decyzję prezydenta po prostu przyjmuję do wiadomości. Żeby było jasne, jestem za reformą i popieram zmiany, które mają doprowadzić do uzdrowienia i usprawnienia wymiaru sprawiedliwości.

To dlaczego zgłosił Pan pięć poprawek?

Moje zastrzeżenia dotyczyły zachowania kadencyjności I prezes Sądu Najwyższego. Skoro jest zapis w konstytucji, że kadencja trwa 6 lat, to skrócenie kadencji jest niezgodne z konstytucją.

Rozmawiał Pan z senatorami PiS o swoich zastrzeżeniach jeszcze przed głosowaniem?

Tak. Poinformowałem o tym moich kolegów z klubu. Próbowali mnie przekonać, żebym nie składał poprawek, ale doszedłem do wniosku, że tak trzeba.

Rzeszowski poseł Andrzej Szlachta powiedział, że chciał się Pan wybić na niezależność.

Z panem posłem Szlachtą znamy się od lat. Rzeczywiście tak powiedział? Ja nie widzę potrzeby wybijania się na niezależność. Czuję się lojalnym senatorem klubu Prawa i Sprawiedliwości. Uważam, że zgłoszenie przeze mnie poprawek nie było wypowiedzeniem lojalności, lecz wypełnieniem obowiązku senatora.

Czy do krytycznego spojrzenia na PiS-owską ustawę skłoniły Pana społeczne protesty?

Nie. Ja jestem filozofem i skupiam się na tekście, który czytam. Dostrzegłem rażącą niezgodność z konstytucją, dlatego nie mogłem zachować się inaczej. Co nie znaczy, że nie zauważam czy lekceważę protesty.

Opozycja nie szczędzi komplementów, że zachował się Pan przyzwoicie. Przemyski poseł Marek Rząsa z PO stwierdził na naszych łamach, że postawił Pan dobro państwa ponad partyjną lojalność i koniunkturalizm.

Jestem tym trochę zażenowany. Sam obdarzam innych komplementami oszczędnie, niektórzy mi wytykają, że zbyt oszczędnie, więc nie przesadzajmy z tymi peanami. Ja tylko wypełniłem swój obowiązek i jestem przekonany, że moje działanie służy dobrej reformie sądownictwa, do przeprowadzenia której zobowiązało się Prawo i Sprawiedliwość.

Sytuacja jest jednak szczególna, bo jakoś nie dopatrzył się Pan niezgodności z konstytucją w ustawach, które były uchwalane wcześniej?

Niezgodność ustawy z konstytucją nie jest jeszcze aktem, który oznacza koniec państwa prawa. Nie dramatyzujmy. Prawo zawsze można poprawić, dopracować.

W ostatnich latach mieliśmy setki zapisów, co do których były istotne wątpliwości, czy są zgodne z konstytucją. Dziś prawo jest skomplikowane. Nie każdy jest w stanie zrozumieć i właściwie zinterpretować przepisy. A ekspertów od konstytucyjności, bądź nie, jest coraz więcej. Chcę jeszcze raz podkreślić, że w ustawie o SN dostrzegłem rażącą niezgodność z konstytucją, dlatego zgłosiłem poprawki.

Czy w polityce jest jeszcze miejsce na przyzwoitość? Czy poseł, senator powinien głosować jak bezwolny automat, zgodnie z linią partii, czy jednak w zgodzie ze swoim sumieniem?

To problem, z którym mamy do czynienie od lat. Zwłaszcza w przypadku aktów prawnych, które dotyczą sfery moralności. Dla mnie - senatora z dwuletnim doświadczeniem - silnym imperatywem jest lojalność wobec ugrupowania, dzięki któremu znalazłem się w polityce. Jeśli mam wątpliwości w jakiejś sprawie, kieruję się stanowiskiem mojego ugrupowania. W sprawie, o której mówimy, nie miałem wątpliwości.

Zgłaszając poprawki do ustawy argumentował Pan, że niekonstytucyjność zapisów zrozumiałaby nawet Pańska wnuczka. Teraz wnuczka ma szansę przejść do historii polskiego parlamentaryzmu?

Świetnie tańczy na łyżwach, gra na pianinie. Mam nadzieję, że przejdzie do historii, ale nie to jest w życiu najważniejsze.

Stanisław Sowa

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.