Teresa Semik

Organy grają, ale ludzie nie podejmują śpiewu

Organy grają, ale ludzie nie podejmują śpiewu
Teresa Semik

O północy w Wigilię Krzysztof Kaganiec zasiądzie przed organami katowickiej archikatedry i monumentalny głos organów, około trzech tysięcy piszczałek, poniesie daleko kolędę „Wśród nocnej ciszy”. Zachęci ludzi do śpiewu, bo z tym naszym śpiewem jest coraz gorzej.

Krzysztof Kaganiec ma 70 lat, ale organistą jest od 60 lat. Jak to możliwe? Brzmieniem organów zachwycił się w bazylice w Katowicach Panewnikach, dokąd chodził na msze z rodzicami. Ze zdumieniem odkrywał, że organista, Wiktor Pinkawa, nie tylko rękami, ale i nogami wydobywa dźwięki, włącza i wyłącza poszczególne głosy, jakby przywoływał różne instrumenty. Do tego jeszcze śpiewa. Chciał mieć takie organy w domu, ale tata tłumaczył, że to niemożliwe. Stwierdził więc, że w takim razie trzeba chodzić do kościoła. Już wiedział, że z lekcji gry na akordeonie, na które uczęszczał od kilku miesięcy, nic nie będzie.

Dziesięcioletni organista

Gdy w 1958 roku drewniany kościółek św. Michała w parku Kościuszki ponownie został otwarty, 10-letni Krzyś był w nim ministrantem. Stała tam fisharmonia, ale organista przychodził tylko w niedziele. - Tak smutno w ciągu tygodnia bez tej muzyki - żalił się proboszcz Józef Skornia, a na to Krzyś, że przecież on może zagrać. Ksiądz, trochę dla żartu, powiedział: „A idź synek i grej”. Krzyś uznał, że to okazja, która się może nie powtórzyć, więc pobiegł w stronę instrumentu.

- I wtedy do mnie dotarło, że mam tylko chęci, ale przecież nic nie umiem - wspomina Krzysztof Kaganiec. - Przypomniała mi się naprędce jakaś pieśń, chyba „Serdeczna Matko” i zagrałem ze słuchu, jak potrafiłem. W zakrystii proboszcz spytał, co tak mało, a ja, że nic więcej nie umiem. „No to, synek, naucz się na jutro jeszcze jednej pieśni, na pojutrze kolejnej i się nazbiera” - usłyszałem. Czasem się zastanawiam, jak potoczyłoby się moje życie, gdyby wtedy ksiądz Skornia zareagował inaczej.

I tak 10-letni Krzyś został organistą w kościółku św. Michała. Codziennie chodził na poranną mszę (wieczornych mszy wtedy nie było), która kończyła się o 7.30. Biegiem wracał do domu, zarzucał torbę na plecy i szedł do szkoły.

Popołudniami ćwiczył sam w tym kościółku. Zamykał się od środka i grał, aż robiło się szaro na zewnątrz, bo wtedy pojawiał się strach; odżywały opowieści o duchach. Pędził więc do domu co sił. W końcu ksiądz zabrał głos: „Synek, ty tu będziesz organistą, ale musisz iść się uczyć”. Rodzina zdecydowała, że trzeba dla niego znaleźć nauczyciela.

Pozostało jeszcze 56% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Teresa Semik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.