rozm. Jolanta Gromadzka - Anzelewicz

Łukasz Kaska z GUMed: Nie ma cudownego leku na otyłość

Zespół chirurgów z „grupy bariatrycznej” przeprowadził już ponad 2 tys. operacji. Pacjenci ważyli zwykle ponad 100 kg, a po operacji dostawali szansę Zespół chirurgów z „grupy bariatrycznej” przeprowadził już ponad 2 tys. operacji. Pacjenci ważyli zwykle ponad 100 kg, a po operacji dostawali szansę na nowe życie
rozm. Jolanta Gromadzka - Anzelewicz

Szukamy nowych metod, które zastąpiłyby operacje w leczeniu otyłości - mówi dr hab. med. Łukasz Kaska z Kliniki Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Transplantacyjnej GUMed.

Będzie Pan szefem pierwszego w Polsce Centrum Leczenia Otyłości i Chorób Metabolicznych?

Nie, nasze centrum nie będzie miało szefa. To ma być coś w rodzaju platformy na tyle partnerskiej, by żaden członek tego wielospecjalistycznego zespołu nie czuł się tutaj ani gościem, ani gospodarzem. Autorami pomysłu jej utworzenia jest zespół bariatryczny Kliniki Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Transplantacyjnej , którą od lat kieruje prof. dr hab. med. Zbigniew Śledziński. W jego skład wchodzą, oprócz mnie - dr hab. med. Monika Proczko-Stepaniak oraz dr n. med. Justyna Bigda.

Operacje bariatryczne wykonujecie od kilkunastu lat. Po co więc tworzyć jakieś centrum?

To prawda, że chirurgią bariatryczną zajmujemy się od kilkunastu lat, jednak centrum jest po to, byśmy mogli zaprosić do współpracy innych specjalistów - diabetologów, endokrynologów, dietetyków z naszej uczelni. Do tej pory raczej trochę rywalizowaliśmy z nimi, a teraz chodzi o to, by zaoferować pacjentowi to, co jest dla niego najlepsze. I współpracować nie tylko przy „obsłudze” pacjentów z otyłością, których jest strasznie dużo, ale również naukowo.

Dużo, to znaczy ile?

Rocznie operujemy z powodu otyłości 400 chorych, a zapotrzebowanie jest na 500-600 tego typu zabiegów. Pacjentów wciąż przybywa, kolejka oczekujących stale rośnie.

Z nadmiarem kilogramów zmaga się co drugi Polak. Nie każdy jednak wymaga operacji?

Zgodnie z wytycznymi operujemy chorych o BMI od 35. W praktyce to ludzie ważący 100 kilogramów i więcej przy średnim wzroście. Ponad 2 tysiące chorych już zoperowaliśmy. I nadal musimy się nimi opiekować. Właśnie dbanie o tych pacjentów będzie głównym zadaniem zespołu Centrum Leczenia Otyłości i Chorób Metabolicznych.

Zespół chirurgów z „grupy bariatrycznej” przeprowadził już ponad 2 tys. operacji. Pacjenci ważyli zwykle ponad 100 kg, a po operacji dostawali szansę
Dr hab. med. Łukasz Kaska z Kliniki Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Transplantacyjnej GUMed

Zoperowani pacjenci pozostają przez jakiś czas pod waszą opieką?

Do końca życia musimy ich kontrolować. Jak pacjentów onkologicznych.

Niemożliwe....

Przynajmniej raz w roku trzeba sprawdzać, czy nie mają oni niedoborów. To nasz obowiązek. Dlatego rozszerzamy nasz zespół o lekarzy innych specjalności - diabetologów, endokrynologów, internistów...

NFZ refunduje taką opiekę?

Refunduje w ramach tak zwanej ambulatoryjnej opieki specjalistycznej. Będziemy zabiegać o jak największy kontrakt, bo tych chorych jest naprawdę dużo. Tygodniowo do naszej poradni chirurgicznej zgłasza się 60-70 osób. Mamy nadzieję, że po uruchomieniu centrum chirurdzy będą się mogli zająć głównie operowaniem tych chorych, a nadzorem nad nimi zajmą się dietetycy, psycholodzy, pielęgniarka koordynująca. Bardzo zależy nam też na współpracy naukowej z tymi specjalistami, bo zdajemy sobie sprawę, że w przyszłości chirurgia bariatryczna, która jest - mimo wszystko - inwazyjna - nie będzie potrzebna. Liczymy na to, że w przyszłości zabieg operacyjny zastąpi jakaś tabletka. Gruźlica też kiedyś była leczona operacyjnie, a teraz chory bierze jedną tabletkę dziennie. Chcielibyśmy wymyślić wspólnie jakąś metodę, która zastąpi operację.

A tak reklamowane cudowne środki na odchudzanie nie spełniają tej roli?

Ależ nie. Była tylko jedna skuteczna tabletka o nazwie meridia, ale powodowała tyle skutków ubocznych, głównie zaburzeń rytmu serca, że ludzie umierali. Żadnego leku, który redukowałby efektywnie otyłość, nie było i nie ma.

Za przygotowanie do operacji pacjenci muszą jednak płacić w gabinetach prywatnych. NFZ tego etapu terapii nie finansuje. Tymczasem aby się dostać na odchudzającą operację, pacjent musi... schudnąć. Sam sobie z tym nie poradzi.

To prawda. Pacjent musi schudnąć 10 procent swojej pierwotnej wagi, by się zmniejszyło ryzyko okołooperacyjne. Potrzebuje na to kilka miesięcy i najczęściej - profesjonalnej pomocy.

Po to, by zmniejszyć ilość tłuszczu w brzuchu, na jelitach i wątrobie, bo łatwiej wtedy operować laparoskopowo?

Nie. Bardziej chodzi o to, by ci pacjenci potrafili kontrolować swój popęd żywieniowy tuż po operacji, gdy mają zmienione stosunki anatomiczne przewodu pokarmowego. Jak się najedzą, to ta konstrukcja może im pęknąć. A przy okazji - będzie łatwiej wykonać operację, gdy choć trochę schudną.

Za pomocą laparoskopu, czyli przez tak zwane dziurki w brzuchu?

Tak, od kilku lat operacje bariatryczne przeprowadza się już tylko laparoskopowo.

Na czym polega operacja bariatryczna?

Na zmniejszeniu żołądka. Wykonuje się to dwiema metodami. Jedna to tak zwana resekcja mankietowa, druga - tak zwana gastric bypass. Podczas resekcji mankietowej usuwa się ponad 90 procent żołądka, część, która pozostaje, ma wewnątrz rozmiar palca wskazującego. Pacjenci po takiej operacji nie mają nawet chęci do jedzenia, ponieważ wycina się im tę część żołądka, w której się znajdują się gruczoły wydzielające grelinę, taki hormon głodu. Inaczej się zachowują, zmieniają się ich potrzeby żywieniowe, smaki.

A na czym polega operacja typu gastric bypass?

Jest jeszcze bardziej radykalna, bo wyłącza się również fragment jelita. Uruchamiają się wówczas pewne mechanizmy hormonalne, które powodują, że ustępują różne metabliczne zaburzenia.

To metody odwracalne?

Resekcja mankietowa nie, natomiast operacja typu gastric bypass jest odwracalna, ale tego rodzaju zabiegi wykonuje się niezwykle rzadko.

Balony, opaski zakładane kiedyś na żołądek poszły do lamusa?

Te metody przeszły już niemal do historii. Staramy się odwieść pacjentów od metody zakładania opasek na żołądek, bo dają one długofalowo złe wyniki.

Zsuwają się?

To też, ale chodzi głównie o metaboliczny wynik takiej operacji. Po jakimś czasie chory znów zaczyna tyć, wracają choroby towarzyszące otyłości. Bo ta operacja nie ma swojego mechanizmu metabolicznego. Natomiast metody stosowane aktualnie ten mechanizm mają. Operacja bariatryczna nie tylko uwalnia chorego od nadmiaru kilogramów, ale również - wielu bardzo groźnych chorób.

Jakich?

Choćby cukrzycy. Po operacji typu gastric bypass praktycznie od razu poziom cukru we krwi wraca do normy. Cukrzyca ustępuje. 90 proc. chorych nie musi po niej brać leków przeciwcukrzycowych, i to do końca życia. To na tyle ważne, że obowiązujące nas wytyczne mówią, iż pacjenta z cukrzycą typu II można już operować, gdy ma BMI powyżej 30. To około 80-90 kg wagi przy wzroście 170 cm. Po operacji bariatrycznej ustępują również objawy łuszczycy, astmy, POChP, zespołu policystycznych jajników i wielu innych schorzeń towarzyszących otyłości.

A czy zdarza się, że po operacji człowiek zaczyna chudnąć i nie da się tego procesu zatrzymać?

Ci pacjenci chudną zazwyczaj bardzo szybko przez pierwsze pół roku, potem do roku tracą jeszcze parę kilogramów i ich waga się stabilizuje. Zaletą tej metody leczenia otyłości jest też to, że nie daje ona efektu jo-jo.

Co może jeść osoba z żołądkiem wielkości palca?

Nasi pacjenci zaczynają jeść już w pierwszej dobie po operacji małymi porcjami. Początkowo są to płynne i półpłynne pokarmy. Po tygodniu, dwóch mogą już sięgnąć po bardziej twarde rzeczy - głównie zawierające białko. Dziennie muszą spożywać 1,2 grama białka na kilogram masy ciała. To nie tylko substrat budulcowy organizmu, ale także najbardziej skuteczny czynnik stabilizujący metabolizm. Jeżeli nie zmieszczą takiej porcji w postaci sera, ryb, mięsa, to muszą uzupełnić to białkiem w proszku, które kupuje się w aptece lub sklepie dla sportowców.

Tracą całą przyjemność jedzenia...

Dla nich tą przyjemnością jedzenia jest to, że nie jedzą. Że nie wariują na punkcie jedzenia, że uwolnili się od tego nałogu i mogą rozpocząć nowy rozdział życia.

Nie każdy taką szansę dostanie. Ponoć są na Pomorzu pacjenci z tak olbrzymią otyłością, że nie są w stanie wyjść z domu?

To prawda. To pacjenci, których waga dochodzi nawet do 300 kilogramów. Takie przypadki zgłaszają nam lekarze rodzinni oraz krewni takich osób. Staramy się do nich dotrzeć, choć przygotowanie ich do operacji jest bardzo mozolne. Tak naprawdę można to skutecznie zrobić tylko w warunkach szpitalnych. Żaden ośrodek w Polsce nie jest przygotowany do tego, by się nimi zająć. To zadanie dla naszego centrum na najbliższą przyszłość. Oni chyba najbardziej naszej pomocy potrzebują.

A tak naprawdę to dlaczego tak strasznie się objadamy?

Jest teoria, która mówi, że przyroda nie jest zainteresowana tym, byśmy żyli długo. Naszym zadaniem jest rozmnożyć się, opiekować się dziećmi i umrzeć. Dlatego każdy osobnik - ludzie, podobnie zresztą zwierzęta, psy czy koty - tyją. Istnieje wiele czynników środowiskowych, które upośledzają ekspresję naszych i tak złych genów. O tej teorii mówi się już głośno. I ja osobiście w nią wierzę.

rozm. Jolanta Gromadzka - Anzelewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.