Agnieszka Jędrzejczak

Łódzkie porodówki zmieniły oblicze

Łódzkie porodówki zmieniły oblicze Fot. Paweł Relikowski
Agnieszka Jędrzejczak

O żadnych ciężarnych w Polsce nie mówiło się tyle, co o rodzących w Łodzi. Otwarcie nowej prywatnej porodówki znacznie zmieniło łódzki rynek usług medycznych. A zmian może być więcej...

Październik 2015 roku. Szturmem łódzki rynek ginekologiczno-położniczy wziął prywatny szpital Pro Familia w Łodzi, córka rzeszowskiej placówki. O jego powstaniu mówiło się na długie miesiące przed otwarciem. Inicjatorem powstania szpitala w tym trzecim co do wielkości mieście w Polsce był lekarz, który kilkanaście ostatnich lat pracował w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.

Dariusz Borowski dziś jest dyrektorem medycznym tego szpitala i udziałowcem spółek tworzących go. W tym gronie wspierają go finansowo również inni łódzcy lekarze jak chociażby ginekolog i położnik Piotr Kaczmarek czy neonatolog Paweł Krajewski. Wartościowe udziały w kilku spółkach szpitala mają również specjaliści z Warszawy czy Rzeszowa, jest też łódzki adwokat i przewodniczący rady nadzorczej spółki prowadzącej Atlas Arenę - Aleksander Kappes.

Łódzkie porodówki zmieniły oblicze
Krzysztof Szymczak Pacjentki Pro Familii dwa razy protestowały. Hasła mocno uderzały w NFZ, który zgłosił to do prokuratury

Szpital miał być kurą znoszącą złote jaja, bo przecież porody to dobry biznes - tak przynajmniej mówi się w gronie niektórych lekarzy. Porody to świadczenia nielimitowane, co oznacza, że publiczny płatnik zapłaci za tyle, ile szpital odbierze. Ale ci, którzy ten biznes znają, dodają, że ta kura potrafi często się obrazić i wypiąć kuprem. O tym jak często, prawdopodobnie przekonali się już wszyscy udziałowcy tego prywatnego szpitala, którzy, jak pokazują wpisy do krajowego rejestru sądowego, musieli niemało do biznesu dopłacać.

Ale i początki łatwe nie były, bo szpital miał sporo problemów z odbiorami budynku. Kilka miesięcy trwały te strażackie. Szpital miał nie spełniać norm przeciwpożarowych. Strażacy mieli zastrzeżenia do materiału, którym wypełniono przestrzeń między stropami. Ich zdaniem w przypadku pożaru ogień mógłby przedostawać się z jednego piętra na drugie. Placówka odwołała się do komendy wojewódzkiej, a następnie do komendy głównej i zezwolenie wydano na podstawie ekspertyzy z Instytutu Techniki Budowlanej, która w tym konkretnym przypadku oceniła konstrukcję jako dopuszczalną. Zastrzeżenia dotyczyły materiału pochodnego do styropianu, który w wysokich temperaturach może się zapalić lub jego część po stopieniu może spadać na niższe kondygnacje. Jeszcze w czasie prac na Niciarnianej 49 wielu budowlańców nazywało placówkę "styropianowym szpitalem".

Pro Familia od początku starała się o kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia, który zapewniłby jej dobrobyt i bez wątpienia wyeliminował szpitale będące w gorszej kondycji. Sposób na zarobienie pieniędzy i przyciągnięcie do siebie pacjentek znaleźli w nagłych porodach, które z uwagi na swoją "nagłość" zgodnie z art. 19 ustawy zdrowotnej, finansowane muszą być przez publicznego płatnika. O ile jest zasadność. Rocznie w niektórych innych szpitalach takich nagłych porodów bywało kilka, jeśli w ogóle były, tutaj jeszcze do niedawna dyrektor zarządzający łódzką Pro Familią, Piotr Latawiec, na konferencji prasowej podczas protestu przed NFZ w Łodzi deklarował ich ponad 1,5 tysiąca. Ostatnio jednak szpital zmienił zdanie, a dr Borowski stwierdził, że nie wszystkie porody będzie chciał rozliczyć z NFZ jako nagłe. Szpital wybierze sobie, a i wybierać ma z czego. Niektóre z pań jechały nawet z innych miast, mijając po drodze np. "Matkę Polkę".

To nagłe poruszenie na rynku, mimo wszystko, okazało się być zbawienne dla niektórych łódzkich porodówek, bo ich właściciele po latach przejrzeli na oczy. W obawie przez utratą swojej złotej kury, zaczęli inwestować, mocno zmieniając tym samym łódzki rynek ginekologiczno-położniczy.

Łódzkie porodówki zmieniły oblicze
Maciej Stanik W lutym, w szpitalu im. Madurowicza, po gruntownym remoncie otwarto oddział ginekologiczno-położniczy

Wydawać by się mogło, że najbardziej rozjaśniał szpital im. Madurowicza przy ul. Wileńskiej w Łodzi. A i najbardziej zyskał. W lutym po gruntownym remoncie otwarto oddział ginekologiczno-położniczy, na bazie którego działa Klinika Perinatologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Inwestycja kosztowała około 700 tysięcy złotych. Wcześniej odnowiono oddział noworodkowy. To były pierwsze od wielu lat tak duże inwestycje w placówce. Choć jeszcze do niedawna mówiło się dużo o jej przenosinach do Centrum Kliniczno-Dydaktycznego przy Pomorskiej. Jednak z mocno zaawansowanych planów przeprowadzki klinik, momentalnie zrezygnowano. Zresztą na niedługo przed pojawieniem się nieopodal prywatnego giganta.

"Madurowicz" to jeden z dwóch szpitali w Łódzkiem z trzecim stopniem referencyjności. Oznacza to, że może zajmować się najtrudniejszymi przypadkami ciąż. "Odkurzenie" szpitala podziałało, bo w placówce mimo sporego zamieszania na rynku wzrosła liczba porodów. Porównując pierwsze dziewięć miesięcy tego roku do analogicznego czasu rok temu różnica wynosi niemal sto porodów i tamtejsi specjaliści mówią, że zapowiada się dalszy wzrost.

Najwięcej w Łodzi mówi się jednak i szpitalu-pomniku, czyli słynnej "Matce Polce". Szpital od lat spłacający dług, jakby jednak nie zwracał uwagi, że w Łodzi wybudował się gigant, który może mocno im zaszkodzić. Choć na inwestycje przez ostatni rok wydano grube miliony, bloki porodowe jak były w piwnicach, tak nadal tam są. Wydawać by się mogło, że inwestycja w ginekologię i położnictwo jest priorytetem w obecnej sytuacji, ale dyrektor wybrał oddział intensywnej terapii dla dorosłych czy termomodernizację. Dużo mówi się też o klinice leczenia niepłodności, której powstanie finansuje Ministerstwo Zdrowia. Niektórych szokuje jednak utworzenie jedynego w Polsce oddziału wewnętrznego dla kobiet. Choć ładnie wygląda, wątpliwy może być dla niego kontrakt z Narodowym Funduszu Zdrowia, który konkursy i podpisuje umowy na oddział wewnętrzny, ale nie rozdzielając go na kobiecy i męski. Z tego powodu wszystko wskazuje na to, że "Matka Polka" w tej sytuacji będzie musiała ubiegać się o umowę w ogólnym konkursie razem z innymi placówkami z regionu, które mają oddziały wewnętrzne. Zdobycie kontraktu może zatem wydawać się trudne, jeśli warunki umowy nie ulegną zmianie.

Łódzkie porodówki zmieniły oblicze
Grzegorz Gałasiński Najwięcej porodów straciła "Matka Polka"

I to "Matka Polka" na razie najwięcej porodów straciła, co jednak nie musi oznaczać, że ciężarne zrezygnowały z rodzenia tam, by skorzystać z okazji darmowego porodu w pachnącej jeszcze farbą Pro Familii. Z danych przygotowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia w Łodzi wynika, że w pierwszej połowie tego roku w szpitalu było 1.425 porodów. W analogicznym okresie rok temu było aż 1.721. Różnica jest zatem miażdżąca.

Nieco lepiej jest w przypadku szpitala im. Rydygiera wchodzącego w skład Centrum Medycznego im. Rydygiera w Łodzi. To miejska placówka, która w ostatnich miesiąc również przejrzała na oczy. Choć tamtejsi lekarze przyznają, że widzą wzrost porodów, porównanie pierwszej połowy pokazuje stratę, choć niedużą. Przez pierwsze sześć miesięcy w "Rydygierze" odebrano 657 porodów, a rok temu w tym czasie - 670. Prezydent Łodzi chwaliła się ostatnio nową inwestycją, czyli długo wyczekiwanym remontem bloku operacyjnego, który ma kosztować 2,5 mln zł. W marcu z kolei zakończono remont porodówki. Za 700 tysięcy złotych wyremontowano dwie sale porodowe i węzeł sanitarny. Kupiono również nowy sprzęt medyczny. m.in.: aparat do znieczuleń i łóżko, które może być fotelem porodowym, a na suficie pojawiło się błękitne niebo. To właśnie prezydent Łodzi pacjentki Pro Familii prosiły o wsparcie w negocjacjach z Funduszem. Zakończyło się na aprobacie dla odpowiednich warunków opieki nad ciężarną i dzieckiem. Zobowiązującej reakcji jednak nie należało oczekiwać. Nie ma się jednak co dziwić, ponieważ magistrat ma swój szpital i swoją porodówkę, w którą chce utrzymać.

Porody w pierwszej połowie roku stracił też szpital w Zgierzu - z danych NFZ w sumie 65. Mniej ciężarnych pojawiło się również w prywatnym szpitalu Salve. Tam spadek o 54 porody.

Ale gdy jedne porodówki pojawiają się i remontują, inne z rynku są zmuszone zniknąć. Niedawno przestała działać porodówka w szpitalu Gameta w Rzgowie. Ale tam ciężarnych przyszło więcej. Fundusz podaje, że przez pierwsze pół roku 2016 odebrano tam 531 porodów, kiedy rok temu w analogicznym okresie było ich 437.

W jakim kierunku pójdzie łódzka ginekologia i położnictwo? Przekonamy się wiosną. Wszystko wskazuje na to, że właśnie w tym czasie NFZ będzie ogłaszał konkursy na leczenie, w tym na ginekologię i położnictwo.

Agnieszka Jędrzejczak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.