Leczą nas dr House i dr Google

Czytaj dalej
Fot. materiały prasowe
Monika Kaczyńska

Leczą nas dr House i dr Google

Monika Kaczyńska

Na leki bez recepty i suplementy diety wydajemy ponad 10 miliardów złotych rocznie. Uwielbiamy się leczyć. Najchętniej bez wizyty u lekarza. Sami stawiamy diagnozy - z internetu i z serialu. Poważnie.

Polacy są w czołówce narodów Europy, jeśli chodzi o kwoty wydawane w aptekach. Tacy jesteśmy schorowani? Raczej nie, zwłaszcza, że większość pieniędzy wydajemy na leki bez recepty i suplementy diety. Te nie rozwiążą naszych problemów zdrowotnych (gdyby były), a brane bez potrzeby mogą zaszkodzić.

Gdy rozum śpi...

...chorób przybywa. Co więcej - te rzekomo nękające rzesze nieświadomych niczego ofiar zmieniają się w takim tempie jak kolekcje ubrań w sieciówkach. Im więcej seriali medycznych, tym więcej chorych, a przypadłości dziwniejsze. - Pacjenci ze skłonnością do hipochondrii byli zawsze - mówi lekarz rodzinny z 30-letnim doświadczeniem. - Wcześniej źródłem ich niepokojów o stan zdrowia były sąsiadki, ewentualnie zbyt często czytana „Encyklopedia zdrowia”. Obawy te było łatwo uśmierzyć zestawem najprostszych badań. W dobie internetu sprawa się komplikuje.

Wydawałoby się, że przeciętny człowiek, gdy raz na jakiś czas rozboli go głowa przeczekuje. Jeśli się kuruje, to tabletką przeciwbólową, metodą naszych babć kawą i łyżką (a częściej kieliszkiem) brandy. Jeśli ból nie pojawia się znowu, zapomina o sprawie.

Ale nie Polak. Ten włącza komputer i w wyszukiwarkę (najczęściej używana to Google) wpisuje pytanie o możliwe przyczyny tego stanu rzeczy. (Jak wynika z danych Googla, w Polsce informacje o zdrowiu to najczęściej wyszukiwane treści).

Leczą nas dr House i dr Google
Fot. Maciej Jeziorek / Polskapresse 15.02.2008..warszawa tabletki tabletka rozpuszczanie lekarstwo witaminy leki lek fot. maciej jeziorek / polskapresse

Większość wyników na pierwszej stronie wyszukiwarki ostrzega, że przypadłość ta może być spowodowana przez wiele groźnych chorób. Jeśli delikwent w ramach sprawdzania przyczyn tej przypadłości zacznie systematycznie mierzyć ciśnienie czy pójdzie do okulisty sprawdzić, czy nie należałoby zmienić okularów - wszystko jest w porządku. Gorzej jak stawi się u lekarza z gotową diagnozą i oświadczy na przykład, że cierpi na zapalenie mózgu, krwiak podtwardówkowy czy wręcz nowotwór.

Jeśli lekarz zlekceważy bądź co gorsza wyśmieje taką auto-diagnozę - pacjent na własny koszt wykona szereg kosztownych badań. Nic nie wykażą? Tym gorzej. Uzna, że jego przypadłość jest tajemnicza, a więc zapewne niebezpieczna dla życia. A to już otwarta droga dla wszelkiego rodzaju znachorów i innych naciągaczy, oferujących cudowne leczenie. Gdy stosuje je na sobie dorosły - nawet jeśli sobie szkodzi to na własny rachunek. W przypadku tak „diagnozowanych” i „leczonych” dzieci skutki mogą być tragiczne.

Medialne epidemie

„Epidemie” domniemanych przypadłości pojawiają się na skutek plotki, czasem filmu czy reportażu. Oglądany przez miliony „Dr. House” przygnał do lekarskich poczekalni „chorych” na sarkoidozę. To stosunkowo rzadka przypadłość autoimmunologiczna, na ogół o dobrych rokowaniach.

Trudno orzec, na ile uroczy medyk z zespołem Aspergera odpowiada za niemalże powszechną nietolerancję glutenu. Być może fakt, że w jednym z odcinków zdiagnozował celiakię - chorobę o podłożu genetycznym charakteryzującą się nietolerancją glutenu spowodował wysyp „chorych”. Choć badania w tym kierunku są powszechnie dostępne, większości z rzekomo nietolerujących gluten wystarczy święte przekonanie. Nie jedzą więc go i manifestacyjnie cierpią aż do chwili, gdy po prostu muszą zjeść michę makaronu.

- Gdy przychodzi kelner i pyta o dania bezglutenowe, każę mu zapytać, czy klient jest chory na celiakię

- opowiada kucharz jednej z poznańskich restauracji. - Gdyby odpowiedź była twierdząca - miałbym do zaproponowania jedno, do tego zmodyfikowane danie, którego nie odważyłbym się przygotować w innych niż świeżo wyparzone naczyniach. Dotąd się tak jednak nie zdarzyło. Za to bywało często, że ktoś nietolerujący glutenu w piątek, w poniedziałek zajadał się kluskami, by w środę znów glutenu nie jeść.

Syndrom koncernu

Produkującym suplementy diety zależy, by je sprzedać. Najlepiej więc, aby pomagały na jakąś przypadłość. I tu zaczyna się kłopot. Bo suplement to de facto żywność, nie lek. Nie wolno więc sugerować, że zażywanie go wyleczy cokolwiek - choćby katar. Ale przecież może pomóc na coś, co chorobą nie jest...

I tak narodził się zespół zimnych dłoni czy zespół niespokojnych nóg. Nie są to oczywiście symptomy medycynie nieznane, ale przyczyny miewają różne. Polak lekarzowi nie ufa, więc nawet jeśli się zwierzy z problemu na ogół diagnoza, propozycje badań czy pomysły terapeutyczne zupełnie nie przypadną mu do gustu. Ale kartonik tabletek, syrop czy kropelki - jak najbardziej. Wydrenują kieszeń - na pewno. Raczej nie zaszkodzą, a niektórym - zwłaszcza tym, którym naprawdę nic nie jest, mogą faktycznie pomóc.

Monika Kaczyńska

Dziennikarka, redaktorka Przez ponad dwie dekady pracy w Polskapress publikowałam na wszystkich stronach (łącznie ze sportowymi). Od początku swojej kariery buduję, remontuję, urządzam i jestem w tym prawie tak dobra, jak pewna znana sieciówka. Nie obce są mi problemy gospodarki (także rolnictwa) i przyrody. Gdy zmęczą mnie dane i liczby – przyglądam się ludziom. Po godzinach – robię właściwie to samo, z tą różnicą, że zamiast pisać – czytam. I rozpieszczam kota.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.