JOANNA SARAPATA - obywatelka świata

Czytaj dalej
Rozmawiał Bohdan Gadomski

JOANNA SARAPATA - obywatelka świata

Rozmawiał Bohdan Gadomski

JOANNA SARAPATA, wspaniała malarka o światowej sławie Absolwentka prestiżowej École Supérieure des Beaux-Arts w Paryżu Ma domy w Nicei, Barcelonie i Warszawie Jej obrazy wiszą w domach Eltona Johna, Madonny, Michaela Jacksona, Jose Carrerasa, grupy The Who i wielu innych światowych gwiazd.

Gdzie pani obecnie meszka?

Jestem pomiędzy Niceą a Warszawą. Połowę czasu spędzam w jednym mieście, a połowę w drugim.

Ile razy zmieniała pani miejsce zamieszkania?

Ponad 20 razy.

To niesamowite!

Proszę nie zapominać, że mam 54 lata. W ciągu ostatnich 34 lat mieszkałam w Paryżu, St.Tropez, Nowym Jorku, Barcelonie i Warszawie.

Z czego to wynikało?

Już jako studentka zmieniałam mieszkanie, bo przydarzały mi się lepsze. W Paryżu są takie mieszkania na VI piętrze bez windy, tzw. chambres de bonnes, dla pomocy domowych. Takie mieszkania zmieniałam 5 razy, a może i więcej, byle bez karaluchów.

A w Hiszpanii?

Też często zmieniałam. W Hiszpanii zostałam oszukana, bo sprzedano 100 moich obrazów, ale nie otrzymałam za nich wynagrodzenia i to było powodem trzech przeprowadzek.

Dlaczego Hiszpanię i Francję umiłowała pani najbardziej?

Nie dostałam się na studia plastyczne w Łodzi, ale zostałam przyjęta w Paryżu, w tamtym czasie była to najlepsza uczelnia tego typu na świecie. We Francji przeżyłam 20 lat i uwielbiam ten kraj. Przez 12 lat mieszkałam w Saint Tropez i po powrocie do Polski tęskniłam do słońca i morza. Z Polski wyjechałam do Barcelony. Wydawało mi się, że przyjeżdżam do kraju elity kulturalnej, że to miasto jest najbardziej na topie. Okazało się, że Katalończycy są bardzo zamknięci i promują tylko sztukę swoich artystów. Zaczęłam tam wystawiać po 6 latach pobytu. Muszą kogoś z zewnątrz poznać, polubić i bardzo szanować, żeby dopuścić obcokrajowca do ich świata. Gdy nadszedł kryzys ekonomiczny na skalę światową w 2008 roku, wszyscy wracaliśmy do swoich krajów. Tam już nie było nic do zrobienia.

Czy można mieć wiele domów i w każdym czuć się jednakowo dobrze?

Jeżeli ma się duszę, to wszędzie można czuć się dobrze, tylko trzeba mieć swoje wnętrze, swoje kolory. Trzeba kilku tylko dni, żeby się do tego domu przyzwyczaić. Prowadząc taki tryb życia stałam się obywatelką świata. Teraz znalazłam dwa miejsca i nie za bardzo chcę się z nich ruszać.

Kto pani towarzyszył w tych domach?

Moi synowie i zwierzęta: psy i koty. Nie jestem przywiązana do materii i kiedy straciłam wiele rzeczy, to tłumaczyłam sobie, że teraz chcę coś nowego. Chodzi o to, żeby nie popaść w depresję, że coś się traci.

Który z synów odziedziczył talent malarski po pani?

Jovan, lat 16, ma niesamowite poczucie gustu. Robi piękne artystyczne zdjęcia. Chce być aktorem. Starszy syn Chris, lat 31, kolekcjonuje obrazy i ma świetne wyczucie ich wartości. Skończył Wyższą Paryską Szkołę Biznesu. Doradza mi biznesowo, zajmuje się wszystkim, co dotyczy sprzedaży moich obrazów, kontraktami, wystawami, produkcją porcelany. Widząc, że mam nieustanne problemy z agentami, wziął wszystko w swoje ręce.

Słyszałem, że została pani oszukana na pół miliona za sprzedane obrazy?

Zaczyna się od tego, że ktoś pierwszy oszuka, a potem czyni to następny ktoś i wtedy trudno jest już stanąć na nogi. Jestem absolutnie łatwowierna, nie znam się na dokumentach, na wacie, marży, nie rozumem tego i nie chcę zrozumieć. My artyści do tego celu zatrudniamy agentów.

Jak czuła się pani, gdy straciła majątek?

Przez 8 lat siedziałam w buddyzmie i zadziwiałam wszystkich, którzy wiedząc o moich problemach dziwili się, że jestem taka spokojna, zdystansowana. Doszła później kabała, bardzo podobna do buddyzmu, która mówi, że wszystko w życiu jest możliwe i każdy koniec jest początkiem. Przestałam mieć lęki. Bardzo pomogli mi też znajomi w Barcelonie.

W jaki sposób?

Kiedy dowiedzieli się o katastrofie, kupili kilka obrazów, co pozwoliło mi stanąć na nogi i zacząć wszystko od początku. Trzeba się trzymać zasady, że wszystko jest w życiu możliwe. Picasso powiedział: „Jak ktoś chce, to może, a jak nie chce, to nie może”.

Czy jest ktoś, kto wtedy pomógł pani najbardziej?

Tak, zwróciłam się o pomoc do przyjaciół Jose Carrerasa, którzy byli moimi klientami. Carreras też był moim bardzo dobrym klientem. Katalończycy kupili dwa obrazy, dając mi kopa finansowego, dzięki czemu zaczęłam stawać na nogi. Carreras kupił 6 obrazów, które wiszą w jego domu w Barcelonie.

Jakie wielkie gwiazdy kupowały pani obrazy?

Spotkałam się z grupą The Who w Paryżu, w hotelu na Rue François 1, której lider okazał się być bardzo dobrym klientem, wraz z żoną zakupili dwa obrazy. Spotkałam się również z Eltonem Johnem i jego agentem Johnem Reidem w St. Tropez w 1992 roku. Madonna kupiła mój obraz w galerii na Saint-Barthélemy w 1993 roku, a Michael Jackson kupił mój obraz w hotelu Carré d’Or naChamps-Élysées.

Kiedy mieszkała pani w Saint Tropez, miała okazję poznać Brigitte Bardot. Jak doszło do tego spotkania?

Wujek mojego pierwszego męża był bardzo dobrym kolegą Brigitte Bardot. To był 1986 rok i Brigitte była jeszcze wtedy przepiękną kobietą. Widywałyśmy się często na targu. Tam dwa razy wypiłam z nią kawę. Byłam także w jej domu. Miałam wtedy 24 lata i było to dla mnie niesamowite spotkanie.

W Polsce jest pani kojarzona z Jarosławem Jakimowiczem, aktorem…

Media swego czasu poświęciły nam mnóstwo czasu i miejsca w kolorowych pismach.

Jakie są wasze obecne relacje?

Zawsze mam dobre relacje z ludźmi, z którymi się rozstaję, a przede wszystkim z byłymi moimi mężami, gdyż łącza nas nasze dzieci. Dla mnie najważniejsze jest ich dobro.

Rozstała się pani z Jakimowiczem, bo zawsze najważniejsze było malarstwo i dzieci?

Rozstałam się z Jarkiem dlatego, że on założył sobie nową rodzinę, to było 8 lat temu. Z tego związku mam wspaniałego syna.

Do jakiego stopnia idealizowała pani Jarosława jako partnera życiowego?

My artyści do życia potrzebujemy piękna. Poniekąd osoby, z którymi żyjemy, są naszą muzą. Wtedy Jarosław Jakimowicz był najpiękniejszym mężczyzną w Polsce. Mam ładne wspomnienia z tego małżeństwa.

Wasz związek umarł śmiercią naturalną?

Tak, zwykle po trzech latach kończy się chemia i albo zostaje przyjaźń i związek na zasadzie zaufania, albo nie ma nic.

Nie boi się pani tych zmian?

Nie, bo każda zmiana wnosi coś bardzo pozytywnego. No i nie ma nudy, tej tak zwanej codzienności.

Oj, chyba ma pani cygańskie usposobienie?

Nie do końca, bo w taborze i pod namiotem nie chciałabym mieszkać.

Rozmawiał Bohdan Gadomski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.