Dworzec Łódź Fabryczna poraża pustkami. I nieprędko się to zmieni

Czytaj dalej
Fot. Paweł Łacheta/archiwum Dziennika Łódzkiego
Marcin Bereszczyński

Dworzec Łódź Fabryczna poraża pustkami. I nieprędko się to zmieni

Marcin Bereszczyński

Łódź Fabryczna na razie kojarzy się bardziej z borsukiem, który zgubił się na dworcu lub słowami „Łódź, ku...” wypowiedzianymi przez Cezarego Pazurę dla potrzeb spotu reklamującego Łódź. Podróżnych widać na peronach tylko w godzinach szczytu komunikacyjnego

Pusto jak na Fabrycznym, chciałoby się powiedzieć. Gigantyczny dworzec zapełnił się dotychczas tylko raz - w dniu otwarcia, co miało miejsce 11 grudnia. Łatwo obliczyć, że w najbliższy wtorek minie sto dni od wjazdu pierwszego pociągu na nowy dworzec. To dobry moment na pierwsze podsumowania tej inwestycji. Pierwsze, co rzuca się w oczy na dworcu, to brak podróżnych. Pojawiają się rano i popołudniami. W innych godzinach można zobaczyć na dworcu przechadzających się sokistów, ochronę dworca lub wycieczki zwiedzające obiekt. Nadal nie ma sklepików, ani kawiarenek, chociaż kolej zapowiadała na pierwszy kwartał tego roku przetargi na wynajem przestrzeni komercyjnych. Jedna czynna kasa w zupełności wystarcza, bo i tak nie ustawiają się przy niej kolejki. Dworzec autobusowy dopiero zaczyna funkcjonować, ponieważ stopniowo zaczynają tam podjeżdżać nowi przewoźnicy. Wokół dworca też zieje pustką. Kładki w stronę EC1 są zamknięte, a po sąsiedzku trwa budowa biurowców. Przy Fabrycznym nie ma nawet drzew.

Głośno o dworcu przez siarczyste przekleństwo i borsuka na torach

W pierwszych stu dniach po otwarciu dworzec Fabryczny został rozsławiony przez Cezarego Pazurę i... borsuka, którego strażnicy miejscy złapali pod koniec lutego w miejscu, gdzie w przyszłości ma rozpoczynać się tunel średnicowy. Nad ranem funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei zobaczyli parę borsuków, które błąkały się po peronach. Powiadomili Animal Patrol Straży Miejskiej, który przez półtorej godziny usiłował złapać zwierzę. Udało się schwytać jednego borsuka na końcu peronu czwartego. Drugi borsuk zdążył uciec w kierunku parku im. 3 Maja.

Animal Patrol

Cezary Pazura przyczynił się do promocji dworca przy okazji spotu promującego Łódź. Trzydziestosekundowa reklama internetowa, którą filmowano w grudniu, wywołała mnóstwo kontrowersji z powodu słów wypowiadanych przez aktora „Łódź? O ku...! Ale się pozmieniało”. Było to nawiązanie do sceny z filmu „Ajlawiu” Marka Koterskiego sprzed 17 lat. Cezary Pazura w roli Adasia Miauczyńskiego wychodzi w tej scenie z dworca Łódź Kaliska i ślizgając się po mokrej nawierzchni, a następnie siarczyście przeklina „Łódź, ku...”. Pomysł nawiązania do tego filmu urodził się w łódzkim magistracie rok wcześniej i planowano wykorzystać go na otwarcie dworca. Filmik reklamujący Łódź nagrany został w grudniu, do sieci trafił w styczniu. Zamierzenia magistratu były niezmienne - pokazać jak zmienia się miasto. Wulgaryzm wypowiada Cezary Pazura z uznaniem. Pomysł był dobry, ale internauci nie zwracali uwagi na architekturę i detale nowego dworca, tylko komentowali słowa wypowiadane przez aktora. Być może właśnie dlatego tak wiele osób obejrzało filmik w sieci, a słowa Cezarego Pazury odbiły się szerokim echem w całym kraju.

- Takie miasto jak Łódź: miasto awangardy i kreatywności może sobie pozwolić na więcej, niż inne - wyjaśniła prezydent Hanna Zdanowska. - Staramy się od dłuższego czasu pokazywać, jak zmienia się Łódź. Mamy jednak problem z dotarciem z tą informacją do szerszego grona. Zdecydowaliśmy się, zaintrygować Polaków właśnie w taki, emocjonalny sposób.

Spot kosztował 100 tys. zł.

Łódź Fabryczna jak Watykan, czyli trzeba mieć bilet, żeby zwiedzać

W styczniu szok przeżyli przewodnicy turystyczni, którzy usłyszeli, że za zwiedzanie dworca Łódź Fabryczna mogą być pobierane opłaty. Zaskoczenie było ogromne, bo na żadnym polskim dworcu nie ma opłat za zwiedzanie.

Przewodnicy usłyszeli od zarządcy dworca Janusza Rau, że bez zgody PKP nie będą mogli wprowadzać wycieczek na teren dworca. W rozmowie padł przykład Watykanu, gdzie trzeba mieć bilety wstępu. Osłupienie przewodników było ogromne. Rozumieją, że wstęp do miejsc niedostępnych może być związany z opłatami, ale nie godzą się na płatne zwiedzanie peronów i hali dworca, które są ogólnodostępne. Spółka PKP SA, która jest odpowiedzialna za dworce kolejowe, nie zdecydowała się na razie na wprowadzenie opłat za zwiedzanie dworca Fabrycznego. Nie ma ku temu podstaw prawnych.

Podstaw nie ma również w przypadku zakazu fotografowania lub nagrywania dworca. W internecie można znaleźć wiele wpisów osób, którym ochrona dworca zakazała robienia zdjęć. Fotki były robione w miejscach publicznych. W dodatku na terenie dworca nie ma żadnych tabliczek informujących o zakazie fotografowania. Jak się okazuje, zdjęć nie można robić tylko w celach komercyjnych. Jeśli ktoś zamierza zrobić sobie zdjęcie na pamiątkę, to nie można mu tego zakazać. Oczywiście, jeśli fotografie są wykonane w miejscach ogólnodostępnych, a nie przy lokomotywowni, bocznicach lub terenach ogrodzonych.

Pawel Łacheta/archiwum Dziennika Łódzkiego

Ochrony dworca nie można krytykować za wszystkie poczynania, bo dobrze radzi sobie z problemem bezdomnych. W mroźne dni przychodziło na dworzec wiele osób, żeby się ogrzać. Bezdomni byli niezwłocznie, grzecznie, ale stanowczo wypraszani. Ochrona informowała, że mogą znaleźć nocleg i pomoc w schronisku in. Brata Alberta. Wypraszane były też grupki nietrzeźwych osób lub osoby, które przyszły na dworzec z butelką trunku, aby opróżnić ją na peronie.

Nie było zabawy sylwestrowej, ale są rowery publiczne

Wielu łodzian ucieszyło się, gdy magistrat zapowiedział, że zamierza po siedmiu latach znów zorganizować miejską zabawę sylwestrową. Miejscem imprezy miał być plac przed dworcem Łódź Fabryczna. Zabawa miała rozpocząć się o godz. 23. W planie był spektakl muzyczno-świetlny, czyli połączenie pokazów laserowych z muzycznymi hitami. O północy miał odbyć się pokaz fajerwerków. W trakcie imprezy dworzec miał normalnie funkcjonować. Urzędowi pozostało wyłonić firmę, która poprowadzi zabawę sylwestrową. Łodzianie ucieszyli się, że będą mogli powitać Nowy Rok na Fabrycznym już kilkanaście dni po otwarciu dworca. Na Facebooku można było śledzić, jak wiele osób chce wziąć udział w tej zabawie. Pierwsze symptomy, że impreza może nie dojść do skutku, pojawiły się tuż po otwarciu dworca. Dwa tygodnie przed sylwestrem nikt nie znał programu i szczegółów powitania Nowego Roku. Kilka dni przed Wigilią okazało się, że PKP SA nie wyraża zgody na organizację imprezy na dworcu.

- Planowane przedsięwzięcie może generować szereg zagrożeń związanych z łamaniem przepisów porządkowych obowiązujących na obszarze kolejowym, w tym związanych z dewastacją nowo wybudowanego dworca kolejowego - można było przeczytać w piśmie PKP SA do Urzędu Miasta Łodzi.

Fiasko rozmów z koleją spowodowało, że magistrat zrezygnował z innej formy powitania Nowego Roku i zaoszczędził 180 tys. zł, bo tyle miała kosztować zabawa sylwestrowa łodzian na placu przed dworcem Łódź Fabryczna.

Na otarcie łez ustawiono przy dworcu stację Łódzkiego Roweru Publicznego. Została ustawiona przy al. Poznańskich na wysokości pasażu Knychalskiego, czyli przy północnym wyjściu z dworca. Lokalizacja nie jest przypadkowa, bo zapewnia bliskość nie tylko do pociągów, ale również dworca autobusowego i przystanków komunikacji miejskiej. Stację rowerową przeniesiono z ul. Dwernickiego przy szpitalu MSWiA, gdzie nie cieszyła się duża popularnością. Magistrat sprawdził, że stacja roweru miejskiego przy Łodzi Kaliskiej cieszy się największą popularnością, więc postanowiono jak najszybciej ustawić ją również przy dworcu Fabrycznym.

Krzysztof Szymczak

Stacja rowerowa przy Fabrycznym funkcjonuje od kilkunastu dni. Wiadomo, że nie będzie to ostatnia stacja przy dworcu. Kolejna ma być ustawiona przy wejściu od strony ul. Kilińskiego. Otwarcie planowane jest na przełom maja i czerwca. Będzie ona jedną ze stu nowych stacji Łódzkiego Roweru Publicznego, jakie mają stanąć przy łódzkich ulicach w tym roku.

Ani sklepików, ani kawiarenek, ani przetargu na puste lokale

Od chwili otwarcia dworca Fabrycznego słychać nieustanne utyskiwania, że powierzchnie komercyjne stoją puste. Miały być sklepiki, kawiarenki, butiki, saloniki prasowe i wszystko to, czego potrzebują podróżni czekający na pociąg. Niedługo minie sto dni, ale nadal pomieszczenia przygotowane dla potrzeb komercyjnych stoją puste. Co gorsza, nikt nie wie, kiedy się zapełnią. Kolej deklarowała, że przetargi na wynajem tych pomieszczeń zostaną rozpisane w pierwszym kwartale tego roku. Kończy się marzec, ale żadnego przetargu nie rozpisano. A przecież procedury wyłaniające najemców trwają kilka miesięcy. Wiele firm pyta o wynajem powierzchni na dworcu. Są odsyłane do Biura Obrotu Nieruchomości PKP SA. Efektów negocjacji nie ma i pewnie długo jeszcze nie będzie. A koszty utrzymania dworca miały być pokrywane przez najemców powierzchni komercyjnych. Łódź przeznaczyła w budżecie miasta kilka milionów złotych na utrzymanie własnej części dworca. Część kolejowa jest znacznie większa i na pewno kosztuje kilka razy więcej. Skąd kolej ma mieć pieniądze na utrzymanie Fabrycznego, skoro nie kwapi się z wynajmem powierzchni komercyjnych? Cóż, widać wszyscy za to zapłacimy z podatków, bo PKP SA to spółka państwowa. Gdyby była prywatna, to już dawno każdy kąt dworca zostałby zagospodarowany.

Paweł Łacheta/archiwum Dziennika Łódzkiego

Jedyne „atrakcje” jakie czekają na podróżnych to tzw. wysepki handlowe. To niby-kawiarnia, gdzie można usiąść i napić się kawy na środku holu dworca. Można też kupić książkę przy stoisku, które zajmuje przestrzeń 2x2 mkw., a przecież dworzec jest trzy razy większy od Stadionu Narodowego. Przed Fabrycznym można zjeść fast-food z food-trucka. Jeszcze, bo na początku tych pojazdów z szybkim jedzeniem było więcej, ale z czasem zaczęło ich ubywać.

Skoro nie ma ludzi na dworcu, to i restauratorzy uciekają. Jest podaż, ale nie ma popytu.

Nawet gdy z pociągu wysiądzie dwieście osób, to większość ucieka do parkingów podziemnych, inni w kierunku przystanków autobusowych, a przy food-trucku zatrzyma się jedna, no może dwie osoby. Te dwieście osób w skali wielkiego dworca i tak jest niedostrzegalnych. Przemkną przez pusty obiekt niezauważalni. Dobrze, że przynajmniej mogą skorzystać ze sprawnych ruchomych schodów i wind. Ale i tutaj pojawiły się problemy sygnalizowane przez internautów. Zauważyli, że zjazd windą na poziom dworca autobusowego nie jest dobrym pomysłem, bo „na tej kondygnacji wejście z windy na teren dworca jest zamknięte. Brak klamki od strony windy”. A co gorsza, w pierwszych dniach po otwarciu dworca z dachu leciała woda na peron. To wszystko powinno być naprawione, bo przecież zakończenie budowy dworca zostało zaplanowane na 31 grudnia tego roku. Podróżni nie powinni narzekać, bo chociaż chodzą po placu budowy, nie muszą nosić kasków.

Pozostaje nadzieja, że wkrótce pojawi się punkt informacyjny dla podróżnych. W ostatnich dniach pojawił się nabór na stanowisko specjalisty ds. obsługi klienta. Jego zadaniem, oprócz udzielania informacji, ma być odbieranie skarg i wniosków...

Pociągi są, autobusów przybywa, ale zegarów ciągle brak

Na otwarcie dworca przybyły tłumy łodzian, którzy chcieli wjechać pierwszym pociągiem na Fabryczny. Pojawiły się tysiące osób, choć przecież wjazd pociągu na dworzec nie jest czymś nadzwyczajnym. Po to są dworce, żeby wjeżdżały tam pociągi. Ponad sto lat temu bracia Lumiere uwiecznili wjazd pociągu na stację la Ciotat, więc ekscytacja łodzian była zaskoczeniem.

Skoro Łódź Fabryczna to centralny dworzec kolejowy, to nie można zapominać o ruchu pociągów. A to jedyna istotna wartość, którą udało się osiągnąć na Fabrycznym. Pociągi przyjeżdżają i odjeżdżają punktualnie. Nie ma zatrzymań ruchu w tunelu prowadzącym w kierunku Łodzi Widzewa. Wszystko odbywa się sprawnie. Nawet głos zapowiadający wjazd pociągu brzmi przyjemnie, chociaż jest generowany automatycznie, czyli z komputera. Brakuje natomiast zegarów dworcowych. Podróżni zawsze na nie spoglądają, spiesząc się na pociąg. Na Fabrycznym nie mają na co spojrzeć. Ani przed wejściem, ani wewnątrz dworca, nie ma żadnego zegara. Są na peronach, ale maleńkie przy wyświetlaczu prezentującym godziny odjazdu pociągów. W holu głównym, ani przy kasach, ani nawet w poczekalniach nie ma zegarów. Kolej być może uznała, że wszyscy mają telefony komórkowe, które pokazują dokładną godzinę, więc nie potrzeba na Fabrycznym żadnych zegarów.

Paweł Łacheta/archiwum Dziennika Łódzkiego

Dla kolei czas się nie liczy, ani pod względem zagospodarowania pomieszczeń komercyjnych, ani nawet czasu odjazdu pociągów. Dla miasta czas ucieka szybko, bo dworzec autobusowy zaczął się zapełniać przewoźnikami. Dworcem autobusowym, który ma 24 stanowiska, zawiaduje Zarząd Dróg i Transportu. To on pobiera opłaty od przewoźników, którzy chcą skorzystać z dworca Fabrycznego. Pierwszym przewoźnikiem zatrzymującym się na Fabrycznym była czeska firma. Dlaczego nie polska? Otóż okazało się, że dla naszych przewoźników wypełnienie formalności jest znacznie bardziej skomplikowane. Czesi zaczęli wozić Polaków między Warszawą i Wiedniem. Przez długi czas były to jedyne połączenia autobusowe z Fabrycznego. Dopiero gdy Polski Bus, łódzki PKS i PKS Radomsko od marca rozpoczęły kursy z Fabrycznego, na dworcu autobusowym zaczął się ruch. Ale to i tak dopiero kilka procent zapełnienia stanowisk autobusowych. Wielu przewoźników, zwłaszcza aglomeracyjnych busów, unika wjazdu na Fabryczny. Barierą są stawki, które muszą zapłacić za zatrzymanie się przy ekskluzywnym, chociaż pustym dworcu.

Kupa roboty, kupa na torach i „kupamiędzi” ojców dworca

Aby dworzec zaczął funkcjonować na zdrowych, komercyjnych zasadach, potrzeba jeszcze wiele czasu. Potrzebują go również przewoźnicy, którzy zdążyli już zapaskudzić tory. Pierwszym pociągiem, z którego nieczystości wylały się na tory, był skład Przewozów Regionalnych z Tomaszowa Mazowieckiego. Załoga nie zamknęła toalet na stacji Łódź Widzew, czyli przed wjazdem pociągu do tunelu prowadzącego na Fabryczny. Pociągi wjeżdżające na dworzec muszą mieć tzw. zamknięty bieg toalet, ale kilka składów może wjechać bez tego systemu. W ich przypadku trzeba zamknąć toalety, aby nic z nich nie wyciekało. Okazało się, że to trudne do wyegzekwowania.

Niedociągnięcia związane z funkcjonowaniem dworca dostrzegają ojcowie Fabrycznego. Cezary Grabarczyk w wywiadzie dla „Rynku Kolejowego” powiedział, że potencjał dworca nie jest wykorzystywany.

Marcin Bereszczyński

Jestem dziennikarzem "Dziennika Łódzkiego".
Zajmuję się samorządem, spółkami komunalnymi, komunikacją miejską, drogami, koleją, autostradami, rynkiem nieruchomości i inwestycjami.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.