Czy broń do ochrony osobistej przyda się, kiedy nasze domy zaatakują czołgi i rakiety?

Czytaj dalej
Fot. Jacek Smarz
Roman Laudański

Czy broń do ochrony osobistej przyda się, kiedy nasze domy zaatakują czołgi i rakiety?

Roman Laudański

Rozmowa z dr. nauk prawnych Leszkiem Stępką z Katedry Postępowania Karnego i Kryminalistyki UMK w Toruniu, specjalizującym się w kryminalistycznych i kryminologicznych badaniach broni palnej.

- Mamy dostęp do broni palnej?
- Ograniczony.

- Chcielibyśmy mieć większy? Ze wszystkich wcześniejszych dyskusji medialnych wynikało, że jest potrzeba większego dostępu do broni.

- Tylko około 20 procent mężczyzn ma potrzebę posiadania broni palnej, to wykazały moje wcześniejsze badania. Większość badanych chciałaby, żeby było tak, jak teraz, chociaż trochę więcej osób chciałoby lepszego dostępu broni sportowej.

Dziś nie jest on już tak radykalnie ograniczony. Jeżeli ktoś jest członkiem klubu sportowego, ma patent strzelecki, licencję zawodniczą, to bez żadnych problemów uzyskuje pozwolenie na broń. Kiedyś wszystko zależało od decyzji komendanta wojewódzkiego policji.

- Czym jest broń sportowa?
- To karabinki bocznego zapłonu, czyli kbks, ale także broń centralnego zapłonu – normalne pistolety, rewolwery używane jako broń bojowa. Niczym się nie różnią oprócz nazwy, ponieważ można ich używać na strzelnicach. Nie wolno ich nosić poza strzelnicami, jak broni do ochrony osobistej.

- Zawsze były problemy z bronią do ochrony osobistej.
- I są nadal, ponieważ przepisy mówią wyraźnie, że starając się o takie pozwolenie należy wskazać realne, ponadprzeciętne i stałe zagrożenie życia i zdrowia. Z tym jest największy problem. Nie znam człowieka – może poza niektórymi politykami, który miałby realne, ponadprzeciętne i stałe zagrożenie życia lub zdrowia.

- Patrząc na wojnę w Ukrainie można powiedzieć, że dziś takie zagrożenie mają wszyscy Polacy.

- Pytanie: czy broń do ochrony osobistej przyda nam się w sytuacji konfliktu zbrojnego, kiedy nasze domy zaatakują czołgi i rakiety? Nie sądzę. Zapewne nawiązuje pan do projektu Kukiza, który zamierza zmienić prawo do posiadania broni i wykorzystać do tego trwającą wojnę na Ukrainie.

Wróg nie przebiera w środkach. Używa zakazanych bomb termobarycznych - bomb paliwowo-powietrznych. Bardzo groźnych w skutkach, ponieważ wybuch trwa dłużej w porównaniu do klasycznych materiałów wybuchowych. Do spalenia materiału wybuchowego obecnego w bombie, który często jest paliwem, potrzeba tlenu. Skutkiem jest olbrzymi deficyt tlenu i bardzo wysoka temperatura na rażonym obszarze. Ludzie przebywający w zasięgu działania tej broni narażeni są na bardzo wysokie temperatury i brak tlenu w powietrzu. Umierają w męczarniach. I taka broń przeciwko cywilom?! Taka broń zakazana jest konwencjami, ale jak widać, Rosjanie nic sobie z tego nie robią.

- Wróćmy do projektu Kukiza.
- Chodzi o broń do ochrony miru domowego, czyli powinna być używana tylko na terenie posesji, mieszkania. Tylko tam. Nie wolno byłoby jej powszechnie nosić, jak broni do ochrony osobistej. Poseł Jarosław Sachajko wskazuje, że gdyby ktoś chciał ją mieć zawsze przy sobie, to musiałby wystąpić o dodatkowe zezwolenie. A każdy psychicznie zdrowy człowiek mógłby kupić sobie broń do ochrony miru domowego. Dziś także trzeba uzyskać zgodę na noszenie broni.

- A jeśli chodzi o broń szturmową, bo to raczej ona przydałaby się w przypadku konfliktu zbrojnego?
- Nawet w Stanach Zjednoczonych nie jest ona powszechnie dostępna dla obywateli.

- Mówimy o karabinach.
- Nasze karabiny szturmowe – beryle, miniberyle i groty przystosowane są do amunicji NATO. Niby to mały kaliber, ale skuteczny. Prędkość pocisku wystrzelonego z beryla to około 940 – 960 metrów na sekundę. Uderzają w cel z potężną energią.

- Skoro karabiny szturmowe nie są dla każdego, to może powinniśmy mieć okazję do podstawowego przeszkolenia w ich używaniu? Jak rozłożyć, wyczyścić, złożyć, strzelać?
- Kiedyś studenci przechodzili szkolenie wojskowe, gdzie zapoznawali się z obsługą broni szturmowej. Podczas rocznego kursu w wojsku mieli kontakt z bronią, ale już nie ma szkoleń wojskowych. Za to jest np. Liga Obrony Kraju. Oni powinni nas w tym szkolić. Jest także organizacja „Strzelec”. Mogą uczyć ludzi strzelania z broni szturmowej.

- Przechodząc na armię zawodową chyba zaniedbaliśmy rezerwy, które – jak mówią wojskowi – wygrywają wojny.
- Od czasu do czasu Polacy wzywani są na ćwiczenia. Pandemia to trochę pokrzyżowała, ale każdy z nas może posłuchać opowieści rezerwistów, nie brzmią one zbyt profesjonalnie. Trudno mówić o utrwalaniu nawyków po kilku- kilkunastoletniej przerwie w ćwiczeniach. Moim zdaniem, kiedy stworzono Wojska Obrony Terytorialnej, uznano, że one zastępują rezerwy.

- A to nieprawda.
- Oczywiście. Tymczasem ludzie, którzy jeszcze byli w zasadniczej służbie wojskowej zbliżają się do granicy wieku, kiedy armia już nie będzie mogła po nich sięgać i powoływać do czynnej służby wojskowej.

- Jak pan odczytuje zapowiedzi powiększenia armii w Polsce?
- Armia nie musi być większa. Musi być dobrze wyposażona i wyszkolona. Niestety, moim zdaniem, bardzo złą robotę zrobił Antoni Macierewicz jako minister obrony narodowej. Spowodował, że ogromne środki zostały przeznaczone na Obronę Terytorialną, czyli ludzi niewyszkolonych, natomiast zaniedbano doposażenie i wyszkolenie jednostek zawodowych. A to byli żołnierze, którzy walczyli w Iraku i w Afganistanie. Należało ich porządnie doposażyć. Niby teraz wojska pancerne zostaną wyposażone w amerykańskie czołgi Abrams, tylko że bez dobrze wyszkolonych załóg te czołgi niewiele zrobią. Był pomysł wyposażenia armii w śmigłowce zadaniowe Black Hawk zamiast francuskich Caracali. Trzy otrzymała policja, cztery wojska specjalne, zamówiono kolejne cztery dla wojska. Dodam, że słynny karabin Grot, który wchodzi na uzbrojenie, jest niedopracowany. Nad nim cały czas trzeba pracować.

- To ja upomnę się o program „strzelnica w każdym powiecie”. Zamiast 380 zbudowano dwie. Pomysł był niby dobry. Wykonanie jak zawsze.
- Kiedyś ogłoszono program „Orlików” dla młodzieży. Zbudowano ich zdecydowanie więcej, ale dziś o nich zapomniano i część niszczeje.

- Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć z wojny w Ukrainie?

- Trzeba szkolić ludzi. Co z tego, że w przypadku zagrożenia ogłosimy powszechną mobilizację, kiedy niewielu jest tych, którzy kiedyś wąchali proch lub widzieli jakąkolwiek broń? To są ludzie w wieku średnim i powyżej. Brakuje oficerów rezerwy. Są zawodowi, którzy przechodzą w stan spoczynku, oraz ci, którzy przed laty przeszli szkolenie na studiach.

- Czy te wnioski nie powinny być dalej idące? Coś powinno zmienić się jak najszybciej? Nie mówię, że natychmiast. Pewnie i tak jest już za późno.
- Na pewno tak, gdyby miało dojść do konfliktu zbrojnego. Miejmy nadzieję, że dzięki obecności w NATO mamy ochronę. Tylko że Putin i jego otoczenie jest nieprzewidywalne. W przyszłości należałoby wrócić do chociażby krótkiego szkolenia studentów.

- Działa dobrowolna Liga Akademicka.
- To projekt ochotniczy. Ci, którzy są zainteresowani, zawsze znajdą sposób, żeby uprawiać strzelectwo, sztuki walki, samoobronę. A pozostali? Są poza, a jak przyjdzie co do czego, to już nie będą poza. Trzeba będzie coś z nimi zrobić. Dziś ilość nie ma przełożenia na jakość. To nie czas II wojny światowej, kiedy Związek Radziecki wygrał ilością wojska. Niemcy nie byli w stanie poradzić sobie z tak liczebną przewagą radzieckich jednostek. Dziś trzeba mieć odpowiednie wyszkolenie. Bez szkolenia ludziom nie powinno dawać się broni. Kukiz proponuje, by broń do obrony miru domowego dawać wszystkim chętnym. Przepraszam, broń to nie jest zabawka. Obsługa każdego sprzętu wymaga umiejętności, na przykład piły tarczowej, żeby nikt nie zrobił sobie i innym krzywdy. A tu ktoś ma dostać broń bez przeszkolenia?!

Roman Laudański

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.