Biega, jeździ, podróżuje. Jurek Płonka nie widzi, ale patrzy na świat sercem

Czytaj dalej
Fot. Archiwum prywatne
Jolanta Tęcza-Ćwierz

Biega, jeździ, podróżuje. Jurek Płonka nie widzi, ale patrzy na świat sercem

Jolanta Tęcza-Ćwierz

Wzrok zaczął tracić w wieku dwóch lat. Lekarze nie byli w stanie zatrzymać postępującej degeneracji siatkówki, więc stopniowo widział coraz mniej. Świat stawał się szary i rozmyty. Jurek Płonka z Krakowa nie poddał się. Założył stowarzyszenie „Nie widzę przeszkód” - pomaga innym i żyje pełnią życia.

To niesprawiedliwe. Dać coś, a potem zabrać. Widzieć i przestać.

Cierpię na zdegenerowanie siatkówki i brak pigmentu w plamce żółtej, ale to nie przeszkadza mi w realizacji najbardziej szalonych marzeń. Kiedy wada wzroku zaczęła postępować w szybkim tempie, moje życie uległo diametralnej zmianie. Dzięki temu, że w przeszłości widziałem, mam w pamięci obrazy, ale z pewnością wiele rzeczy przychodzi mi trudniej niż innym. Widzę w pięciu procentach, zaledwie zarysy postaci. Nie wiem, jaki masz kolor oczu, jednak to, że się uśmiechasz, mogę wyczuć w głosie.

Bywa ciężko?

Owszem. Spotykam się z dość prozaicznymi trudnościami: nie znajdę na przykład toalety w miejscu nieznanym, albo nie przeczytam menu w restauracji. Nowe otoczenie zawsze stanowi dla mnie wyzwanie i często się wiąże z nabijaniem siniaków. Każda niepełnosprawność jest upierdliwa i czasami jest ciężko, ale już się do tego przyzwyczaiłem. Czasem chciałbym wsiąść sam do samochodu i gdzieś pojechać albo nie być zależnym od osób trzecich. Mógłbym zwyczajnie się załamać, ale wolę podejmować wyzwania, nawet takie jak skoki ze spadochronem czy uczestnictwo w spływach raftingowych.

Jak reagują ludzie, gdy się orientują, że jesteś niewidomy?

Zwykle są zdziwieni. Czasami mi nie dowierzają, zwłaszcza, że nie zachowuję się w standardowy sposób.

To znaczy?

Nie jestem gościem, który korzysta z psa przewodnika albo chodzi z białą laską. To znaczy chodzę, ale moja laska jest piękna i ma dwie nogi. Kiedy rozmawiam z kimś, nie patrzę gdzieś w przestrzeń czy w bok, ale staram się skupiać wzrok na rozmówcy. To mi zostało z czasów, kiedy dobrze widziałem. Dlatego ktoś, kto mnie nie zna, nie orientuje się od razu, że ma do czynienia z niewidomym.

Czy spotykają cię przykre, nieuprzejme reakcje albo komentarze ze strony innych?

Raz ktoś zamieścił na facebooku wpis, że skoro jestem ślepy, to wystarczy, żebym otworzył okno, włączył wiatrak i poczuję się tak, jakbym był w górach. Nie przejmuję się tym zbytnio. Mimo wszystko staram się dawać przykład, że żadne przeciwności losu nie są w stanie złamać człowieka.

Jak się żyje bez znajomości własnego wyglądu?

Czasem się zastanawiam nad tym, jak wyglądam. Staję przed lustrem i myślę, jakie odbicie bym zobaczył, gdybym widział. Ale wszyscy mi mówią, że jestem bardzo przystojny, więc w zasadzie nie uważam tego za konieczne (śmiech).

A golenie się albo czesanie?

W ogóle z tym nie mam problemu. To dla mnie czynności naturalne. Umiem też ugotować obiad albo zmienić koło w samochodzie. W pewnym momencie życia zostałem zmuszony do tego, by sobie radzić samodzielnie. To nie jest tak, że moi kumple sadzają mnie w lektyce i niosą, ale mówią: tu masz buty, tu jest rower, teraz sobie radź.

I sobie radzisz?

Muszę. Użalanie się nad sobą to totalna bzdura, nic nie daje.

Jaki obraz masz pod powiekami, gdy śnisz?

Nie wiem. Jakiś mam, pewnie taki sam, jak inni. Normalnie śnię, chociaż rzadko śni mi się coś konkretnego. Czasem we śnie coś widzę, tyle że niezbyt wyraźnie. Gdybym urodził się niewidomy, nie wiem, co bym widział. Zakładam, że nic, ale mogę się mylić.

Nie musisz wyobrażać sobie świata, wiesz, czym są kolory, światło, przestrzeń?

Tak, obrazy zostały w mojej pamięci, a mózg mi jeszcze wszystko ułatwia.

W jaki sposób?

Kiedy myślę „samochód”, wiem, gdzie powinny być koła czy kierownica. Wiem, że dom ma drzwi, okna i parapet. Nawet jeśli nie widzę, jestem w stanie wiele rzeczy sobie dopowiedzieć, wyobrazić. Ludzie, którzy nie widzą od urodzenia, zachowują się inaczej. Wiele jednak zależy od tego, czym się zajmują w życiu, czy mają znajomych, jak spędzają czas. Jeśli są aktywni, nabywają wiedzę i umiejętności do tego, by jakoś sobie radzić w świecie i umiejętnie się poruszać.

Chodzi o to, by nie zamykać się w niepełnosprawności?

Tak. Tymczasem niepełnosprawnych często się zamyka, bo tak jest wygodniej. Najlepiej, żeby nic nie robili, bo wtedy nikt za to nie musi odpowiadać. Na szczęście wiele się zmienia pod tym względem. Wraz ze stowarzyszeniem „Nie widzę przeszkód” sporo jeździmy po ośrodkach dla niewidomych. Uczymy dzieci i młodzież, w jaki sposób bezpiecznie chodzić po górach, albo co zabrać do plecaka. Obserwuję ogromną przepaść między dziećmi widzącymi a niewidomymi, które przecież nie są upośledzone umysłowo. Powinno się pozwalać tym dzieciom na to, aby się czegoś uczyły. Tymczasem dzieci w szkołach dla niewidomych poruszają się po znanych korytarzach, po oswojonym otoczeniu. Nie mają gdzie się rozwijać. Kiedy ktoś robi stale te same czynności, koduje je, działa schematycznie. Trudno się wydostać spod tego klosza. Dzieci, przed którymi nie stawia się wyzwań, mają problem z tym, by zagotować wodę. Pamiętam sześcioletnią niewidomą dziewczynkę, która nie umiała sama wyjść po schodach. Jak taka osoba ma się odnaleźć w społeczeństwie, skoro nie poznaje świata? Nie ma najprostszych umiejętności? Nie zna najzwyklejszych przedmiotów? Te dzieci nie potrafią sobie wyobrazić na przykład puchowej kurtki. Jeżdżę do nich, zakładam kurtkę, a one jej dotykają, wąchają, ciągną, próbują założyć. Kiedyś jednemu chłopcu dałem do ręki linę. Długi czas trzymał ją przed nosem, sprawdzał, jak pachnie, jak twarda i szorstka jest w dotyku, wyginał ją na wszystkie strony. To takie poznawanie świata innymi zmysłami.

Często słyszy się, że osoby niewidzące mają wyostrzony dotyk, węch, słuch albo że rekompensują ten brak rozbudowaną wyobraźnią.

Węch i słuch są bardziej wyostrzone, to prawda, ale dotyk niekoniecznie. Jestem absolwentem krakowskiej szkoły masażu. Wiele osób niewidomych, które uczyły się masowania, miało problem z koordynacją. Podczas zajęć trzeba było jedną ręką poruszać w prawo, a drugą w lewo, a one tego nie potrafiły!

Jakie rozwiązania techniczne umożliwiają osobom niewidomym samodzielne funkcjonowanie?

Dokonał się niesamowity postęp pod tym względem. Obsługa komputerów czy telefonów jest możliwa dzięki programom, które odczytują całą zawartość ekranu. Ułatwieniem jest też głosowe zapowiadanie przystanków w autobusach, gadające słupki na przystankach, które informują, o której przyjedzie autobus, albo specjalne wypustki przy przejściach dla pieszych.

A przedmioty?
Jest bardzo wiele rzeczy wykorzystywanych w dydaktyce osób niewidomych. Specjalne linijki, modele przestrzenne, a nawet papier, który w zapisanym miejscu staje się wypukły, dzięki czemu osoby niewidome mogą wyczuć narysowany kształt. Kiedyś spotkałem się z urządzeniem, które włożone do kubka informowało dźwiękiem, że został napełniony. Miałem je przez tydzień, a potem zgubiłem. Teraz kiedy zalewam sobie herbatę, wkładam palec. Jak się oparzę, to znaczy, że kubek jest pełen.

Co jest największym problemem osób niewidomych i niedowidzących?

Niepełnosprawni traktowani są często jako osoby drugiej kategorii. Jest taki stereotyp, że mniej dbają o siebie, są mniej stylowe, gorsze. I czasem jest to prawda. Na przykład niewidomemu trudno jest się modnie ubrać, bo niby jak ma to zrobić? Zwłaszcza mężczyźni sobie odpuszczają, nie starają się, a potem nie mogą sobie znaleźć partnerki. Znam wiele osób niewidomych, które mają z tym problem. Zwłaszcza, że niewielu widzących przyjdzie i powie: stary, mógłbyś trochę o siebie zadbać.

Czym się zajmujesz na co dzień?

W 2011 roku założyłem stowarzyszenie „Nie widzę przeszkód”, które promuje turystykę osób niepełnosprawnych. Moją pasją jest sport. Przebiegłem 13 maratonów (między innymi w Nowym Jorku), jeżdżę na rowerze, nurkuję, wspinam się. Obecnie realizuję projekt Euro Summits Adventure, w którym chodzi o zdobycie 46 najwyższych szczytów Europy. Pomyślałem, że skoro ja mogę być aktywny, to chciałbym pokazać innym, że można żyć na pełnych obrotach mimo niepełnosprawności. Biorę też udział w projektach, które realizuję wraz z miastem Kraków. Jesienią zabraliśmy osoby niewidome do Słowińskiego Parku Narodowego. Niedawno wróciliśmy z Santiago de Compostela, gdzie wybraliśmy się na rowerach. Przejechaliśmy 3680 kilometrów, zajęło nam to 50 dni. W projekcie wzięły udział trzy osoby niewidome i dwanaścioro zdrowych. Za nami również wiele innych projektów, na przykład żeglowanie na Mazurach, spływy kajakowe, wyprawy w góry.

Celem stowarzyszenia jest przywrócenie osobom niepełnosprawnym wiary w siebie i swoje możliwości. W jaki sposób go realizujesz?

Chcę aktywizować niepełnosprawnych, zapraszając do współpracy osoby w pełni sprawne. Bez nich nasze stowarzyszenie by nie istniało. Nie zawsze jest łatwo kogoś namówić. Niewidomi chętnie biorą udział w projektach, które nie wymagają dużego wysiłku, na przykład wycieczka do parku narodowego czy wyjazd szlakiem zamków historycznych. Jeżeli trzeba poświęcić na coś miesiąc czasu, jak było w przypadku Santiago, wtedy chętnych jest mniej. I pełno- i niepełnosprawni piętrzą problemy: że gorąco, że korki, że problem z noclegami. Zanim cokolwiek zaczną robić, szukają wymówek. Kiedy pojechaliśmy do Santiago, zepsuło nam się auto. Koszt naprawy samochodu prawie przewyższył jego wartość. W Hiszpanii nas okradli, straciliśmy praktycznie całą elektronikę, mnóstwo sprzętu sportowego, leków i kosmetyków, a nasze zapasy jedzenia złodzieje wyrzucili do kosza na śmieci. To nie było miłe przeżycie, ale byliśmy w tym razem, wspieraliśmy się, działaliśmy wspólnie. To było dużo ważniejsze niż poniesione straty.

Taka wyprawa to duża odpowiedzialność.

W naszym stowarzyszeniu są określone wytyczne, jakie muszą spełniać uczestnicy. Nie weźmiemy w góry kogoś, kto nie ma kondycji, nie umie się poruszać albo jest ciężki i przez to będzie znacznie opóźniał całą grupę. Zorganizowanie jakiegokolwiek wyjazdu z niepełnosprawnymi wymaga spełnienia mnóstwa kryteriów i założeń. Wiele też zależy od rodzaju wyjazdu, im bardziej ekstremalne wyprawy, tym bardziej restrykcyjne wytyczne.

Warto?

Tak, ponieważ zabierając osoby niepełnosprawne na wyprawy, sprawiamy, że zaczynają wierzyć w siebie. Nie siedzimy z nimi jak psychologowie i nie mówimy: „Ej, stary, uwierz w siebie, jesteś fajnym człowiekiem, masz dwie nogi, dwie ręce, tylko nie widzisz. Ogarnij się!”. Nie jest sztuką powiedzieć człowiekowi: możesz biegać, więc zrób to, ale przekonać go, żeby chodził, biegał czy wspinał się razem z nami. Staramy się motywować niepełnosprawnych do działania, dając narzędzie, dzięki któremu mogą w siebie uwierzyć.

Co niewidomy robi w górach?

Wiele osób się dziwi i zadaje mi to pytanie. Zwykle są przekonane, że idę tam z kumplami, którzy za mnie wszystko robią. To nie tak. Koledzy podają mi kijek i plecak, a potem mówią: ruszaj. Z całą resztą muszę sobie poradzić sam. Krzysztof Wielicki powiedział, że góry to kupa kamieni i lodu. To prawda. Do tego jeszcze trochę drzew, jakieś połoniny, biegające kozice i kilka przepaści. Czasem jest zimno, albo wieje, albo niemiłosiernie grzeje słońce. Magia gór to nie miejsce, ale przede wszystkim ludzie, którzy nadają mu klimat. Razem wspinamy się po trudnej ścianie, albo zjeżdżamy po linie. Jest adrenalina, jest energia, jesteśmy w grupie i wspólnie działamy. Samotna wyprawa w góry - oprócz tego że dla mnie niemożliwa - pewnie byłaby nudna.

Skoro to tylko kwestia towarzystwa, po co się tak trudzić? Można iść na spacer do Lasku Wolskiego.

Tylko że to żaden wyczyn. Oprócz miłości do gór i wszystkiego, co z nimi związane, jestem zapalonym sportowcem. Biegałem w maratonach, trenowałem wioślarstwo, kolarstwo, pływanie, żeglarstwo. Zdobywałem tytuły mistrzowskie. Napędza mnie to, że jestem pierwszy. Dokonałem czegoś, czego nie zrobił przede mną żaden niewidomy na świecie - wszedłem na 44 najwyższe europejskie szczyty. Zostały jeszcze dwa i będę mógł powiedzieć, że zdobyłem tzw. Koronę Europy. Gdyby ktoś przede mną zrealizował ten projekt, ja bym się go nie podjął. Jednak w tej akcji nie chodzi tylko o moje ambicje i szalone marzenie. Chodzi o coś znacznie ważniejszego. Chcę pokazać światu, że osoby z dysfunkcjami mają nie mniej zapału do realizacji swoich celów niż osoby pełnosprawne. Jedynymi przeszkodami, na jakie natrafiają, są bariery fizyczne i właśnie z tym problemem próbujemy się zmierzyć.

Czy krajobraz, którego się nie widzi, może budzić zachwyt?

To zadanie dla przewodnika. To on mi „pokazuje”, jakie są góry, opowiada, co widać dookoła. Im bardziej plastycznie i malowniczo to zrobi, tym lepiej. Przewodnik jest moimi oczami. Dzięki wiedzy turystycznej i umiejętnościom przekazania informacji pomaga mi „oglądać” widoki i poznawać przyrodę. W górach odbieram świat także innymi zmysłami, czuję promienie słoneczne na twarzy, wiatr we włosach, powietrze pachnie inaczej, mech jest delikatny, a skały ostre w dotyku.

Gdyby Bóg powiedział: „Masz minutę, naoglądaj się”, co chciałbyś zobaczyć?

Przychodzą mi do głowy same głupie rzeczy. A tak na serio, to nie wiem, czy jest coś takiego. Chciałbym zobaczyć moją narzeczoną. Ale i tak wiem, że jest bardzo ładna.

Jolanta Tęcza-Ćwierz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.